www.mateusz.pl/mt/ko

KRZYSZTOF OSUCH SJ

W definicję człowieka wpisany jest Bóg – Miłość

 

 

Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy (1 J 4,7-10).

Miłość mi wszystko wyjaśniła?

Umiłowani, miłujmy się wzajemnie. Św. Jan kolejny raz nalega, by wzajemnymi odniesieniami wierzących w Chrystusa zawsze rządziła miłość. Nie jest to jedna z wielu mądrych rad. Ewangelista Jan wie na pewno, że Miłość Boga, zstępująca w nasz ludzki świat, jest najważniejsza i że winniśmy wybrać ją w imię rozumu i serca. Powód jest ten: Bóg jest Miłością. Bóg jest wspólnotą Trzech miłujących się Osób. My zaś stworzeni – na Boży obraz i podobieństwo – zaistnieliśmy z miłości i dla miłowania. My także mamy być wspólnotą miłujących się osób. Tak pojmując siebie i tak żyjąc, doświadczymy wewnętrznego pokoju, uskrzydlającej nadziei i radości, a także sensu życia.

Karol Wojtyła pięknie kiedyś napisał:

Miłość mi wszystko wyjaśniła,
Miłość wszystko rozwiązała –
Dlatego uwielbiam tę Miłość,
Gdziekolwiek by przebywała.

Czy nam „Miłość wszystko wyjaśniła” i natchnęła nas pogodą, radością i nadzieją? Czy ludzie, z którymi żyjemy na co dzień, mówią nam, że Miłość im wszystko rozwiązała?

Zagrażająca rozpacz

Henry David Thoreau, XIX wieczny amerykański eseista i filozof, wypowiedział prowokujące zdanie: „Większość ludzi żyje w cichej rozpaczy”. – Czy to prawda? Być może od razu zaprzeczymy i powiemy, że my nie należymy do większości, lecz do mniejszości, której obca jest rozpacz, zwątpienie, ból i smutek. Być może tak jest naprawdę, jeśli żyjemy w żywej więzi z naszym Panem i Zbawicielem. Ale nie zawsze tak było. Ponadto nasz optymizm – nawet jeśli opiera się na Bogu – będzie wystawiany na próbę. Wszystkich nas coraz mocniej „dopada” świadomość radykalnego ubóstwa, choćby tylko w związku z faktem przemijania. Każdy boleśnie doświadcza przygodności istnienia. Krótko tu zabawiamy. Jeszcze nie tak dawno nie było nas i w ogóle mogło nas nie być.

Doświadczamy też pewnego paradoksu. Otrzymawszy dar życia, z jednej strony żywimy wielkie pragnienia, by żyć bez zagrożeń, bezpiecznie; marzą nam się – i to w doskonałym wydaniu – takie dobra jak mądrość, wiedza, miłość, pokój, radość, wzajemne zaufanie itd. Z drugiej zaś strony realne życie funduje nam tyle niepokojów i rozczarowań, złości i przemocy, niechęci a nawet nienawiści. Do tego dochodzi i to, że „duch czasu” zda się niemal siłą wtrąca nas w niepewność, wątpienie o wszystkim i w relatywizm zarówno poznawczy jak i kwestii wyraźnego odróżniania dobra od zła. Kwestionowany i atakowany jest nawet sam Bóg: Jego Dobroć i Jego Wielki Plan Zbawienia. Bezczelne podejrzenia i wyrachowane zakwestionowania rzucane są na Osobę Jezusa Chrystusa i świętość uczuć religijnych.

Widać gołym okiem, a w świetle Słowa Bożego widać to jeszcze bardziej, że ktoś mocny i złośliwy bardzo chce nam szkodzić i utrudniać życie. Ktoś zły mocno pracuje nad tym, by nas osamotnić, wyizolować, oderwać od Boga jako Źródła i Celu.

Trzeba być ślepym i zamroczonym, by nie widzieć, że toczy się nieustanna i tytaniczna walka duchowa (duchów), w której stawką jest człowiek – sens życia i niezawodna nadzieja życia wiecznego w Bogu. Często (a nawet z reguły) rozgrywa się ta walka pod osłoną dymnych zasłon i przy akompaniamencie „syrenich śpiewów”, a także przy zastosowaniu całej gamy znieczulaczy (chemicznych i innych).

Czym to wszystko skutkuje? – Otóż takie życie, trudne i poddane różnego rodzaju wrogim manipulacjom, wywołuje poczucie nie tylko zagubienia, ale i jakby skrzywdzenia. Takie życie może bardzo boleć i powodować „cichą rozpacz”, do której nie wypada się przyznawać. Lepiej jest udawać, że wszystko idzie dobrze i w ogóle jest świetnie.

Nie da się zrozumieć człowieka bez Boga – Miłości

Jeśli nie chcemy błądzić we mgle i rozpaczać, to winniśmy dojrzeć w sobie wpisany w nas imperatyw, by w imię miłości do siebie samego intensywnie szukać Tego, który stanowi o naszej tożsamości.

Filozofowie pytający o tożsamość człowieka stwierdzają pięknie i mądrze, że „w definicję człowieka wpisany jest Bóg”. Znaczy to, że nie da się człowieka zdefiniować, opisać, określić i powiedzieć, kim jest, dopóki nie odkryjemy i nie uznamy tego faktu-daru, że stworzył nas i stwarza Ten, Który Jest; i że On powołuje nas do udziału w swoim Życiu i szczęściu.

Pewnego razu doktoranci Martina Heideggera zastanawiali się na seminarium nad kondycją wieku XX, w którym wiele narodów zostało przywalonych okropnością dwóch bezbożnych totalitaryzmów. Profesor przysłuchiwał się tylko, a na końcu miał powiedzieć: Panowie, pomijacie Gospodarza. „Tylko Bóg może nas uratować”.

Dokładnie, tak jest naprawdę. Chrześcijaństwo to właśnie głosi z pokolenia na pokolenie.

W imię wielowiekowego i coraz pełniejszego Bożego Objawienia, a zwłaszcza w imię Jezusa Chrystusa Kościół głosi, że człowiek zostawiony sam sobie i sam na sam z „zabójcą i kłamcą” (por. J 8, 44) – jest śmiertelnie zagrożony i przegrywa. Ale wolą Boga jest zwycięstwo człowieka. Bóg zapowiedział to zwycięstwo już w raju, zaraz po upadku. Jego wola, miłosna i wszechmocna, jest skuteczna. Chodzi tylko o to, by człowiek w taką wewnętrzną dyspozycję, która pozwoli mu przyjąć ocalenie z ręki Boga.

Podane na tacy

To, co jest sercem Ewangelii, wypowiadane i ogłaszane jest na wiele sposobów.

Św. Jan czyni to tak na przykład: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3,2). A dziś słyszeliśmy te słowa: „W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy” (1 J 4,7-10).

Św. Jan chce nam powiedzieć, że Bóg angażuje się w trudne ludzkie dzieje wystarczająco i aż nadto. Bóg czyni wszystko, by przywrócić nam jasność co do naszej wysokiej godności. On daje nam pewność tego, że Jego zbawcze działanie jest skuteczne. Nasza godność dzieci Bożych (bardziej niż Słońce) jaśnieje w Synu Bożym, który stał się naszym Bratem. Zaś nasza pewność zbawienia w tym się manifestuje, że Syn Boga Ojca został posłany „jako ofiara przebłagalna za nasze grzechy”.

– Jak dobitniej Bóg może nam powiedzieć, że nasza godność jest wspaniała i niekwestionowalna? Jak bardziej przekonująco ma nas Bóg zapewnić o tym, że niszcząca siła grzechów została pokonana, a my zostaliśmy cudownie i cudnie usprawiedliwieni?

Alternatywa

Bóg uprzedza nas zawsze i pod każdym względem. To On Stawarza. I On pierwszy umiłował. Można zatem powiedzieć, że „w grze miłości” (św. o. Pio), rozgrywanej między Stwórcą i stworzeniami, „piłka” zawsze jest po naszej stronie. Bóg wciąż czeka, kiedy zrobimy pełny (coraz pełniejszy) użytek z Jego darów – z Jego Syna, z Jego ofiary, z Jego pouczeń, z Jego obietnic, z Jego Miłości...

Bóg cierpliwie i pokornie przynagla do wybrania Jego Miłości i życia. Odsłania też, co jest alternatywą dla Jego Miłości i Mądrości (Pwp 30,15-20).

Jeśli nie wybierzemy życia, które jest w Miłości Boga, to skażemy siebie na naprzemienne pysznienie się i poniżanie siebie! Jeśli nie wkorzenimy się i nie ugruntujemy się w Miłości Boga Ojca (por. Ef 3,17), to coraz większa pycha naprzemiennie z poniżaniem siebie – staną się naszym marnym losem i wyniszczającym żywiołem!

Jeśli człowiek świadomie i z dziwnym upodobaniem „celebruje” niedowierzanie Miłości Boga, to sam skazuje siebie na cierpienie. Jeszcze gorsze w skutkach jest wzgardzenie Miłością Boga, gdyż wywołuje ono chorobę ducha, która na tym polega, że człowiek właśnie naprzemiennie siebie wywyższa lub/i sobą pogardza. A efektem są zwykle różne fatalne stany, takie jak zwątpienie, depresje, poczucie wyczerpania i poczucie jakiegoś zasadniczego niespełnienia...

Działanie

Skoro Bóg, będący Miłością, stworzył nas jako skierowanych ku Niemu w Miłości, to nie powinniśmy naiwnie mniemać, że spełnimy się poza Bogiem. Swoistą karą za rozmijanie się z Miłością Boga jest ból ducha i trawiący nas niepokój! Doskonale pojął to św. Augustyn i wyraził w tych słowach: Stworzyłeś nas, Boże, jako ku Tobie skierowanych i niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Tobie, o Panie.

To dobrze, jeśli na Rekolekcje Ignacjańskie przyprowadzają nas nie tylko wielkie pragnienia, ale także trudne przeżycia: cierpienia, rozczarowania, niepokoje, zagubienie, zniechęcenia czy nawet „cicha rozpacz”. Bóg ma w tej sytuacji większą szansę dotrzeć do nas (być usłyszanym) i zaofiarować nam Siebie – swą Boską Miłość, swoją wielką i wspaniałą „narrację” na nasz temat; swój zachwycający św. Pawła Plan Zbawienia (por. Ef 3, 1-9). Jest w nim miejsce dla każdej osoby. Dla nas także.

 

o. Krzysztof Osuch SJ
osuch@ignatiana.net

Częstochowa, czwartek, 8 stycznia 2009 AMDG et BVMH

 

Inne teksty: www.mateusz.pl/mt/ko/. Zapraszam na odnowione strony Centrum Duchowości: http://www.czestochowa.jezuici.pl

 

 

 

© 1996–2009 www.mateusz.pl/mt/ko