www.mateusz.pl

WOJCIECH JĘDRZEJEWSKI OP

Gorąca powściągliwość

 

 

Tajemnica miłości

W sercu każdej ludzkiej miłości płonie podwójne pragnienie: prawdziwego szczęścia ukochanej osoby oraz jedności z nią. Kochający chce przychylić nieba drogiemu sobie człowiekowi. Pomóc, by jego wędrówka życia kierowana głodem spełnienia, nie utknęła w martwym punkcie: zniechęcenia, rozpaczy, zasklepienia, śmierci. Kto kocha, dąży też ku przekroczeniu obcości; szuka spotkania, które zrodzi więź, współodczuwanie oraz coraz głębszą, wzajemną przynależność.

Kto kocha, wyruszył w drogę: opuścił schronienie osamotnienia, wiedziony pragnieniem szczęścia dla drugiego i otwartością na bycie razem.

Miłość to pąk z zielonych łąk,
Nadzieja na współbieżność,
Na jedność serc i rąk.
Andrzej Poniedzielski, Stan na „M”.

Do takiej wędrówki został stworzony człowiek i ktokolwiek zachciał by się z niej wycofać, zaprzeczyłby sobie, schodząc z drogi życia w krainę śmierci. Skazałby się tym samym na rozpaczliwe krążenie wokół swego zamkniętego szczelnie „ja”, w nienawiści do każdego, kto nie pozwoli się zamknąć w tym więzieniu jako zakładnik w żądaniu okupu szczęścia.

Mądry ogień

Nie ma na świecie gorętszego ognia jak ten, który łączy oba te pragnienia: szczęścia i jedności. Dlatego też ów żywioł może niszczyć, działać na oślep, pustoszyć, jeśli nie zostałby poddany mądrości. Mądrość nie gasi pragnień, nie tłumi ich. Oczyszcza je jednak i pozwala zachować otwarte oczy. Uczy patrzeć głęboko i odpowiedzialnie na siebie oraz kochanych ludzi. Rozpoznaje prawdziwe dobro i nie pozwala, aby zrodziła się niecierpliwość, która z miłością nie ma nic wspólnego (1 Kor 13, 4). Niecierpliwość jest bowiem wyrazem egoizmu, który nie bierze pod uwagę gotowości i pragnień drugiego człowieka i pozostaje ślepa na własne zmącone motywy. Tak rodzi się „uszczęśliwianie na siłę” i wszelakiej maści zaborczość. Bywa i tak, że własne pragnienia powinna powściągnąć odpowiedzialność za podjęty już wybór.

Oto paradoks miłości: mieści w sobie ogień, który aby dawał życie, ciepło i zjednoczenie, potrzebuje sam siebie powściągać. W nieuniknionym bólu tego napięcia może zrodzić się gorycz i chłód, albo też perła jaką jest tęsknota. Ludzkie serce, gotowe uczyć się dojrzałej miłości będzie w tym bolesnym napięciu wzrastać i rozszerzać się. Jeśli nie zechce dojrzewać zamieni się w – bynajmniej nieszlachetny – kamień. Bóg jakiego poznajemy poprzez czas Adwentu jawi się jako Nauczyciel miłości gorącej i absolutnie cierpliwej.

Przychodzący Bóg

Okres Adwentu wprowadza w Tajemnicę miłości samego Boga. W sposób niewyobrażalny płonie On najgorętszym Ogniem, który ze względu na szacunek do ludzkiej wolności i niedojrzałości, powściąga sam siebie.

Mojżesz w swoim spotkaniu z Jahwe widzi krzew, który płonie, ale się nie spala (Wj 3, 3). Z pośrodku tego ognia słyszy głos Boga; wyznanie żarliwej troski o Jego Lud. Była to zapowiedź tej przedziwnej Obecności Pochłaniającego Ognia, który będąc pośród ludzi – nie strawi ich bez ich wewnętrznej zgody. Całe wieki historii zbawienia boleśnie pokazują jak człowiek wybrany i ukochany przez Boga, okazuje się nieskory do bycia strawionym przez Boską miłość. Jak ucieka przed oczyszczeniem w tym Płomieniu, a jego serce pozostaje chłodne.

Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu. Im bardziej ich wzywałem, tym dalej odchodzili ode Mnie, a składali ofiary Baalom i bożkom palili kadzidła. A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go (Oz 11, 1).

Kiedy Bóg, który wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał do ojców przez proroków, (Hbr 1,1) przemówił wreszcie przez Syna, ten powie: Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, aby on już zapłonął! (Łk 12, 49). W Jezusie Bóg dał poznać tajemnicę swojej tęsknoty. Przez całe tysiąclecia Bóg ogrzewał serce świata, które powoli roztapiało się we łzach skruchy, miłości i wiary jako odpowiedzi na Boską żarliwą wierność. Wreszcie ten Ogień zstępuje w głąb ludzkiej natury. Przybiegł przez góry i pagórki, by zjednoczyć się ze swą oblubienicą (Pnp 2, 8). Gdy Syn staje się człowiekiem, zapala w sercu ludzkości swój Ogień. Lecz podobnie jak stąpając po ziemi ludzie przez wieki nie byli świadomi, że jej wnętrze to gorąca lawa – tak my przemierzając ścieżki życia – rzadko myślimy że wewnątrz ludzkiej egzystencji płonie Jego Obecność.

Żarliwe Słowo, płonące pragnieniem zbawienia jest bardzo blisko Ciebie – jak powie Apostoł (Rz 10, 8). Z wnętrza tego ognia, który zapalił Syn, przemawia On do każdego. Człowiek nie musi wyruszać w prometejskiej pozie po zbawienie – Ogień życia. On sam jest tu – pośrodku ciemności zatraconej ziemi (Mdr 18, 15). Jest w Prawdzie objawionej, płonie na ołtarzach, gdzie swój blask ukrywa pod postacią chleba. Oczyszcza w sakramencie chrztu i pojednania. Zapala serca pięknem miłości, zdolnej uczyć się od Boskiego Nauczyciela. Cierpliwie czeka – stojąc u drzwi (Jk 5,9, Ap 3, 20). Daje czas, a równocześnie przynagla w swojej gorącej powściągliwości.

Odpowiedź wiary wobec Przychodzącego odzwierciedlają w okresie Adwentu dwie osoby: Jan Chrzciciel i Maryja. Pierwszy uosabia gorliwość gwałtownika, Maryja zaś ciszę i kontemplację, jakby bierność w oddaniu się Bogu. On mężczyzna gwałtownym skokiem zdobywa Królestwo Boże, kobieta zaś w swej otwartości chłonie łaskę jak ziemia. Przeniknięta nią od swego poczęcia, tym żarliwiej nosi w sobie śpiew tęsknoty Ludu – rorate coeli – niebiosa spuśćcie nam rosę. Każdy kto wyrusza na spotkanie Przychodzącego potrzebuje obu tych wymiarów otwarcia na Niego: aktywnej bierności

Dzień Pański

Adwent to także oczekiwanie na Tego, który Przyjdzie już ostatecznie u kresu dziejów. Nadejdzie dzień Pański, gdy niebo zapalone pójdzie na zagładę, a gwiazdy w ogniu się rozsypią 2 P 3, 12). Cóż oznacza to „ogniste” zakończenie historii dziejów ludzkości, dramatu, który rozgrywa się na nieogarnionej scenie kosmosu? Duch, który zstąpił pod postacią ognia woła Kościół jako Oblubienicę. Chce strawić wszystko, co jest tylko plewą, podróbką człowieczeństwa, słomą, iluzją dobra i szczęścia. Chce, aby każdy człowiek mógł doświadczyć zespolenia z Troistym Płomieniem. Przynagla, by w jedności z Nim wołać do Pana Wszechświata – Przyjdź! (Ap 22, 17).

Dzień Pański będzie jak „rozpalony piec” dla tego wszystkiego co w człowieku nie poddało się oczyszczeniu i zespoleniu z Bogiem. Zostanie tylko miłość, On – wszystkim we wszystkich. Póki co, ludzka kondycja to pielgrzymowanie na tym świecie za głosem wezwania, by zdążać w głąb Ognia. By wkraczać w Jego świetlisty krąg, gdzie człowiek, jak złoto w tyglu odzyskuje prawdziwego siebie. Częścią tej prawdziwości jest zdolność do miłości gorącej i powściągliwej. Tak w wymiarze osobistych relacji, jak i posłudze dla świata, by być jego światłem. Wy jesteście światłem świata, wy jesteście solą ziemi (Mt 5, 13).

Światłość świata

Kościół ma pełnić swą misję w duchu słów św. Pawła: miłość Chrystusa przynagla nas (2 Kor 5, 14). Przynagla pomnych, że za wszystkich umarł Pan, abyśmy szli aż po krańce świata głosząc naukę w porę i nie w porę (2 Tmt 4, 2); ale tez służba Kościoła światu ma zachować ducha powściągliwość, w myśl wezwania Mistrza, by nie wyrywać chwastów, lecz pozwolić im rosnąć z dobrym ziarnem aż do żniwa (Mt 13, 30).

Żarliwość apostolska ma wiec przede wszystkim wzywać ciepłem świadectwa – popatrzcie jak oni się miłują i pociągać blaskiem głoszonej Prawdy. Synowie gromu nie mają miejsca w tej posłudze ukazywania Światła. Nie otrzymują pozwolenia od Mistrza by spuszczać ogień na miasteczko, które nie przyjmuje Pana zdążającego do Jerozolimy (Łk 9, 54). Gorliwość tak – potępiający prozelityzm – żadna miarą. Duch, który namaścił Kościół do głoszenia i przekazywania zbawienia to przecież ten sam, który jest żywą i wciąż trwającą lekcją gorącej powściągliwości Boga.

Adwent uczy wyjścia naprzeciw Przychodzącemu. Uczy tez tajemnicy miłości, która pozostając gorąca, nigdy nie sięga po przemoc i nie traci z oczu wolności ukochanego.

Wojciech Jędrzejewski OP

 

Artykuł ukazał się w Tygodniku Powszechnym nr 48 (2890) 28 listopada 2004

 

 

 

© 1996–2004 www.mateusz.pl