www.mateusz.pl/rekolekcje/2002

Z CIEMNOŚCI DO ŚWIATŁA – CZĘŚĆ II

 

 

Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: „Zacheuszu zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zszedł więc z pośpiechem i przyjął Go uradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: „Do grzesznika poszedł w gościnę”. Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Na to Jezus rzekł do niego: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.

(Łk 19,1-10)

 

Zacheusz

W Jerychu mieszkał pewien bogaty człowiek – zwierzchnik celników – Zacheusz (zob. Łk 19,1-10). Był znudzony odwiedzinami „przyjaciół”, którzy najbardziej kochali jego pieniądze. Spacerując po mieście często spotykał się ze złowrogimi spojrzeniami ludzi oszukanych. Nie potrafił znaleźć sposobu wyjścia z tej trudnej i jak bagno wciągającej każdego dnia bardziej sytuacji. Pierwszy nieuczciwie zarobiony grosz pchnął go w wir biznesu, w którym liczył się ten, kto więcej ukradnie, przekupi, oszuka… W jego świecie istnieli tylko bogaci. Dla biednych nie było miejsca. Aż któregoś dnia przybył do Jerycha Nauczyciel – wcale nie bogaty – jak mówili. Choć Zacheusz nie był zainteresowany nauką, to jednak coś ciągnęło go, żeby zobaczyć Jezusa. Wszedł na drzewo – chyba zapomniał z tego wszystkiego o swojej reputacji, a może liczył, że i tak nikt go nie zauważy… Kiedy tłum przeciągał obok miejsca, gdzie był ukryty, poraziło go niczym prądem jedno słowo. Pośród wielkiego gwaru usłyszał swoje imię. W pierwszej chwili może pomyślał: „przesłyszałem się”, „zdawało mi się”, „przecież nikt nie mógł mnie widzieć”. Ale po chwili już całkiem wyraźnie rozlega się wołanie: „Zacheuszu, zejdź prędko!”. Nastała cisza i chwila dezorientacji. Oczy wszystkich pobiegły za wzrokiem Mistrza i skierowały się na koronę drzewa. Pewnie Zacheusz chciałby wówczas zza liści zawołać jak Adam z Księgi Rodzaju: „ukryłem się, bo jestem nagi” (czytaj: grzeszny). W spojrzeniu Jezusa zobaczył odpowiedź Boga: „Któż ci powiedział, że jesteś grzeszny?” Ta jedna chwila wymiany spojrzeń, myśli, zakończyła ciemną „noc grzechu” – nieustannej ucieczki przed ludźmi i przed Bogiem. Dalsze wydarzenia to zawarcie nowego przymierza przypieczętowane ucztą i obietnicą. Po wielu latach w domu Zacheusza zagościła radość. Pojawili się ludzie o jasnych, pogodnych twarzach i prostych, nieobłudnych sercach. Jak lekko robi się na duszy, gdy znów można być sobą! Wyjście z ciemności Zacheusza rzuciło światło również na życie tych, którzy jak on szli krętymi drogami.

Gdy słucham historii o Zacheuszu, Marii Magdalenie, Szawle, trudno uwierzyć, że tak łatwo może wszystko się zmienić. Jak błyskawica wpadająca w piasek w jednej chwili stapia go w bryłę szkła, tak Boża miłość dotykając ludzkiego serca łączy je w całość, choćby było nie wiem jak potrzaskane i zapala nowe światło, odnawia zniszczone dzieło stworzenia.

Zadziwiający jest fakt, że przy całym pięknie i mądrości jakie Bóg złożył w człowieku, tak łatwo dokonuje się owo tragiczne w skutkach rozdarcie serca pomiędzy dobrem a złem.

Pierwszy grzech nie jest – tak sądzę – totalnym wyborem zła, ale raczej paradoksalną próbą połączenia dobra ze złem. „Przecież wszystko jest dla ludzi”, „odrobina nie zaszkodzi”, „raz – nie zawsze” – te i podobne obiegowe formuły są współczesną formą szatańskiej pokusy z Księgi Rodzaju (por. Rdz 3,4). Wielu szlachetnych, dobrych ludzi ulegając podszeptom złego doświadczyło, że kompromis dobra ze złem jest niemożliwy, że to, co „było dla ludzi”, rzuca w bagno tego świata, a „odrobina” – tylko raz skosztowana – staje się nieugaszonym źródłem goryczy. Tragedia „nocy grzechu” to nie tylko owoc uczynku. Prawdziwe nieszczęście kryje się gdzieś w głębi duszy i przez to ukrycie bywa trudne do zlokalizowania i usunięcia. Sam grzech szybko może pójść w zapomnienie, ale pozostaje coś, co trzyma w ciemności, jak w więzieniu. Człowiek już nie jest ten sam. Nie potrafi cieszyć się pięknem przyrody, zimno reaguje na innych, czuje, że coś go przygniata, a nie potrafi dostrzec owego ciężaru. Jego serce jest podzielone: trochę dobre i trochę złe. Nie potrafi kochać całym sercem – robi to połowicznie. Zgoda na kompromis dobra ze złem – tak naprawdę okazała się zgodą na stworzenie w sercu pola bitwy nigdy niekończącej się, a nieustannie niszczącej to sanktuarium, które miało być – według Bożego zamysłu – miejscem spotkania w miłości człowieka ze swoim Stwórcą.

Jak wielkie spustoszenie sieje to małe zło. Ileż lat potrafi trzymać w niewoli kogoś, kto wydawał się być tak rozumny, roztropny. Historia Zacheusza nie jest jakimś wyjątkowym przypadkiem. Takich ludzi pośród nas jest bardzo wielu, może ja sam do nich należę…

Jeśli zobaczyłeś swój grzech w opowiadaniu o Zacheuszu, uwierz, że Jezus dziś przychodzi do twojego miasta, dziś będzie o krok od ciebie. Spróbuj znaleźć swoje „drzewo” – cichy kąt (w mieszkaniu, w kościele, w parku) tak, byś mógł się ukryć przed ludźmi – nie muszą wszyscy widzieć, co robisz. I w tym „ukryciu” wpatruj się w Jezusa – tylko tyle. Nie mów nic, tylko patrz– patrz swoimi oczami, sercem, całym ciałem. Niech świat dla ciebie przestanie istnieć, pozostań tylko Ty i On. Być może to jest chwila, w której usłyszysz swoje imię, może na ten dzień czekałeś od lat nie wiedząc, że jest on tak dla ciebie ważny. Twoja „noc” – zdająca się trwać całe wieki – dziś może stać się dniem – dniem, w którym Bóg stwarza nowe serce dla ciebie – czyste, zdrowe, święte. Ono będzie ci dane, byś zaczął od nowa swoją wędrówkę do domu Ojca na drogach Miłości.

ks. Tadeusz Kwitowski
tkwitowski@mateusz.pl

 

 

Następne rozważanie: Gerazeńczycy

 

 

 

© 1996–2002 www.mateusz.pl