www.mateusz.pl/wam/psj

KS. HENRYK PIETRAS SJ

Zasypany Kościół

 

 

Tekst pochodzi z miesięcznika Posłaniec Serca Jezusowego, kwiecień 2005

W ostatnich miesiącach cały świat przypomina sobie o istnieniu Sudanu i o problemach, jakie targają tym afrykańskim krajem z powodu wewnętrznych wojen. Informacje o tragedii ludności Darfuru, zachodnich prowincji tego kraju, docierają przez wszystkie media i skłaniają do różnych form pomocy ludziom z obozów uchodźców, żyjących w nieludzkich warunkach. Mało kto zdaje sobie sprawę, że w tamtych stronach, na północy obecnego Sudanu i na samym południu Egiptu, między VI a XIV wiekiem istniało znaczące państwo chrześcijańskie, po którym pozostały tylko ruiny zasypane piaskiem. Obejmowało ono terytorium zwane Nubią.

Pierwszym chrześcijaninem tej ziemi, jak czytamy w Dziejach Apostolskich 8,26nn, był eunuch królowej Kandake, któremu Dobrą Nowinę przekazał Filip. Autor Dziejów Apostolskich, św. Łukasz, nazywa ją królową Etiopii, w rzeczywistości jednak “kandake” było tytułem królowych z Meroe, właśnie na terenie Nubii. Nie wiadomo, czy za nim poszli inni jego ziomkowie. Dopiero za czasów biskupa Atanazego z Aleksandrii, w latach sześćdziesiątych IV wieku powstało biskupstwo w Philae, na północy Nubii, a w czasach prześladowań Kościoła za cesarza Dioklecjana około roku 300 niektórzy mnisi uciekli z Egiptu w tamte strony. Również z tamtych czasów nie mamy prawie żadnych wiadomości o tym Kościele.

Pierwsi misjonarze, którzy dotarli do samego króla, zostali wysłani tam przez cesarzową Teodorę, żonę cesarza Justyniana w latach czterdziestych VI wieku. Skutkiem tej pierwszej misji i następnych było powstanie biskupstwa w Dongoli, stolicy kraju, zwanej obecnie Starą Dongolą, którą znaleźć można tylko na mapach stanowisk archeologicznych. Gdy król przyjął Chrzest, zostali również ochrzczeni mieszkańcy królestwa. Dokonało się to w trybie wręcz administracyjnym, bez specjalnego przygotowania, co spowodowało religijność bardzo powierzchowną, pełną przesądów i obyczajów nie mających wiele wspólnego z chrześcijaństwem. I tak już pozostało. Kościół zawsze był “państwowy”, biskupi i mnisi do budowanych przez króla klasztorów przyjeżdżali z Aleksandrii lub z Bizancjum, liturgię sprawowali po grecku, a później po koptyjsku, o żadnej katechezie w miejscowym języku nubijskim nic nam nie wiadomo. Królestwo to pozostawało w przyjaznych kontaktach z Arabami rządzącymi w Egipcie. Kontakty handlowe, a także niezwykła uroda Nubijek, poświadczona już w średniowiecznych kronikach arabskich, zaowocowały wieloma małżeństwami Arabów w Nubii. Dzieci z tych mieszanych małżeństw z rosnącą sympatią patrzyły na arabskich krewnych, co przy powierzchowności ich przekonań chrześcijańskich doprowadzało do islamizacji. Na domiar wszystkiego, w czasie sporów o koronę, jakie miały tam miejsce na początku XIV wieku, jeden z pretendentów poprosił Sułtana z Kairu o pomoc wojskową, którą oczywiście otrzymał. To był początek końca. Choć nic nie wiadomo, by kogokolwiek zmuszano do przejścia na islam, królestwo poddane władzy sułtanów stawało się coraz bardziej muzułmańskie, a wreszcie straciło swoje znaczenie polityczne i zaprzepaściło chrześcijaństwo. Kościoły i klasztory poszły w ruinę.

W czasach świetności, zwłaszcza między X a XII wiekiem, powstało tam wiele kościelnych budowli, znakomicie ozdabianych malowidłami na ścianach, inskrypcje wskazują na duży ruch w sanktuariach, gdzie czczono aniołów i świętych, modlono się o przeróżne łaski, a zachowane wota świadczą o świadomości ich otrzymywania. Największe ośrodki chrześcijańskie Nubii zostały odkopane przez polskich archeologów na przestrzeni ostatnich 40 lat. Najbardziej znanym jest Faras, obecnie na dnie sztucznego jeziora powstałego po wybudowaniu w Egipcie zapory wodnej w Asuanie, odkryte w trakcie prac wykopaliskowych prowadzonych pod kierownictwem profesora Michałowskiego z Uniwersytetu Warszawskiego. Odrestaurowane malowidła, przede wszystkim pochodzące z tamtejszej katedry, można podziwiać w muzeach Warszawy i Chartumu. Drugim takim ośrodkiem jest Stara Dongola, gdzie również pracują archeolodzy z Uniwersytetu Warszawskiego. Choć miasto to miało zaledwie około 3 kilometrów długości, ciągnąc się wzdłuż Nilu, odkryto tam pozostałości 14 kościołów i wspaniale malowany klasztor-sanktuarium. Grzebano tam biskupów Dongoli, a ilość kapliczek urządzonych nad grobami świadczy o pobożnej pamięci, jaką ich otaczano. Wielką czcią cieszyli się tam Aniołowie, zwłaszcza często malowany Archanioł Michał, są obrazy Matki Boskiej, sceny Bożego Narodzenia i rzezi dzieci betlejemskich, wizerunki królów. Szczególne zainteresowanie budzi malowidło przedstawiające taniec ludów afrykańskich przed ikoną Matki Bożej oraz obraz ukazujący pokusy rodzące się w głowie modlącego się mnicha, pozostającego wszakże pod przemożną opieka Archanioła Michała. Wszystkie te malowidła niszczały w opuszczonym przez mnichów klasztorze, aż wszechobecny pustynny piach zasypał go całkiem, ratując w ten sposób to, co obecnie możemy podziwiać.

Zasypany piaskiem Kościół, który nie przetrwał przede wszystkim dlatego, że opierał się na poparciu ziemskiego króla, jemu podlegał i z konieczności musiał podzielić los królestwa. Gdy ono upadło, chrześcijaństwo nie ugruntowane dostatecznie w sercach ludzi, upadło również. Ku przestrodze. Kościół bowiem jest Chrystusowym królestwem “nie z tego świata”. Jeśli za bardzo szuka poparcia w królestwach ziemskich, musi dzielić ich kapryśny los.

ks. Henryk Pietras SJ

 

Tekst pochodzi z miesięcznika Posłaniec Serca Jezusowego, kwiecień 2005

 

 

 

© 1996–2005 www.mateusz.pl