www.mateusz.pl/wam/psj

PAWEŁ SZPYRKA SJ

Przyjaciele w Panu

 

Tekst pochodzi z miesięcznika Posłaniec Serca Jezusowego, listopad 2005

Ignacy miał świadomość, że fundamentem jego zakonu jest przyjaźń tych, którzy oddają się na służbę Jedynemu Królowi i jako towarzysze wspólnie realizują zadania wyznaczone przez Opatrzność. Zewnętrzna struktura powinna im jedynie to ułatwiać. Ignacy opierał się na doświadczeniu pierwszej wspólnoty paryskiej, w której Bóg przedziwnie zgromadził tak rozmaite charaktery.

Mimo wysiłków historyków nie potrafimy uchwycić momentu, w którym Ignacy de Loyola postanowił trwale porzucić drogę samotnego pielgrzyma i stworzyć apostolską wspólnotę. Wydaje się jednak, że pewne doświadczenie miało znaczenie decydujące. W Autobiografii Ignacy nie poświęca temu wiele miejsca: W tym czasie (X 1529 – IV 1535) przestawał z magistrem Piotrem Favre i z magistrem Franciszkiem Ksawerym, których potem pozyskał za pomocą Ćwiczeń (Duchownych) do służby Bożej.

Ignacy już wcześniej podejmował pewne inicjatywy stworzenia wspólnoty. Szukał jej członków w środowisku żaków. Decyzję o podjęciu studiów powziął Ignacy być może już w Ziemi Świętej albo po powrocie do Wenecji. Zapewne niepowodzenie jego wspaniałych planów służenia Bogu pośród niewiernych w ojczyźnie Jezusa z Nazaretu skłoniło go do refleksji. W Autobiografii pisze: Odkąd Pielgrzym zrozumiał, że nie było wolą Bożą, aby pozostał w Jerozolimie, zawsze zastanawiał się nad sobą – co teraz robić. W końcu poczuł w sobie skłonność do podjęcia nauki przez jakiś czas, aby mógł pomagać duszom… O. Polanco twierdził, że już w Barcelonie Ignacy zaczął odczuwać pragnienie zgromadzenia wokół siebie niektórych osób w celu realizacji swoich planów, jakie wtedy powziął, tzn. pomagania w reformie i usuwania braków, które dostrzegł w Bożej służbie. Dzięki Ćwiczeniom duchownym przyłączyli się do niego: Kalikst de Sa, Juan de Arteaga i Lope de Caceres. Wspólnie przeżyli prześladowania ze strony Inkwizycji, wspólnie przenieśli się do Alkali i Salamanki. Zamieszkali razem. Wspólnie nieśli pociechę chorym i cierpiącym, wspólnie praktykowali ascezę w stopniu wielce gorszącym otoczenie. Wspólnoty jednak nie stworzyli. Gdy Ignacy przeniósł się do Paryża i chciał tutaj ściągnąć swoich dawnych towarzyszy, ci zrezygnowali. Zbytnio chyba byli przywiązani do rodzinnych stron. Możliwe też, że gdy zabrakło przez jakiś czas ich przewodnika, porzucili dawne ideały, bo łatwo ulegając pobożnym porywom, nie przylgnęli do nich sercem. Styl życia niektórych z nich radykalnie się zmienił. Powrócili do swoich rodzinnych stron i zaczęli żyć tak, iż wydawało się, że zapomnieli o swoim pierwszym zamiarze. Wspólnota się rozpadła.

Ignacy przybył do Paryża 2 II 1528 r., Franciszek Ksawery i Piotr Favre 30 miesięcy wcześniej. Paryż był jednym z ważnych centrów dyskusji reformacyjnych. Na przełomie XV i XVI w. próbowano jeszcze radzić sobie z różnicami w wierze w duchu renesansowego dialogu humanistycznego. Wierzono w potęgę filozoficznych i teologicznych argumentów i w ostateczny tryumf jedności. Przynajmniej na Uniwersytecie. Paryż był także miejscem rozmaitych religijnych ekscesów. Ignacy doświadczył już w Hiszpanii funkcjonowania Inkwizycji. Tutaj mały Bask rozmawiający o Bogu i dający Ćwiczenia duchowne zginął wśród bardziej fascynujących tematów. Ledwie przybył do Paryża, wybuchła afera związana ze ścięciem głowy posągowi Madonny. Zamieszanie wykorzystano, by pozbyć się kilku niewygodnych obywateli; byli wśród nich krytykujący kult maryjny Denis de Rieux czy komentujący publicznie Lutra Ludwig de Berquin. Później ekscytowano się podejrzaną książką Małgorzaty de Angoulema, siostry króla Franciszka. Niektórzy reformatorzy, jak Mikołaj Cop, a po nim Kalwin, salwowali się ucieczką z coraz mniej bezpiecznego dla intelektualistów miasta, inni, jak Etienne Dolet, mieli mniej szczęścia. Podczas tzw. afery plakatowej w 1534 r. plakaty potępiające skandaliczność mszy papieskiej umieszczono nawet na drzwiach królewskiej sypialni. Magister Latomus relacjonował Erazmowi: Ubiegłej zimy znaleźliśmy się w wielkim niebezpieczeństwie przez zuchwałość tych, którzy rozwieszali podżegające ulotki, nie tylko po całym Paryżu, ale i na samym dworze. Przerażenie było ogromne a spektakl dla wielu zatrważający; kajdany, więzienia, tortury, stosy. Ujrzelibyście ludzi powieszonych i palonych żywcem, usłyszelibyście szyderczy głos motłochu. W ten sposób nie mniej niż dwudziestu czterech ludzi pochłonęły płomienie.

Ignacy łatwo mógł się konfrontować z niezwykle bujnie rozwijającą się refleksją na temat chrześcijaństwa i Kościoła i obserwować rozpaczliwe zabiegi o utrzymanie autorytetu tej szacownej instytucji, która zdawała się pękać i kruszyć się. Te doświadczenia wykorzysta on wspaniale, pisząc Konstytucje dla nowego zakonu.

Autor Autobiografii wspomina: Wkrótce potem nadszedł dzień św. Remigiusza, który przypada pierwszego października (1529), i Pielgrzym rozpoczął kurs filozofii pod kierunkiem profesora, który się nazywał Magister Jan Peńa; zaczął ten kurs z pragnieniem zachowania przy sobie towarzyszy, którzy postanowili służyć Bogu, ale nie zamierzał pozyskiwać nowych towarzyszy, aby móc z większą swobodą oddawać się studiom. Profesor filozofii Juan de la Peńa, uznawszy za rzecz wielce niedobrą, ażeby Inigo tak mu uczniów deprawował, bolesne mu czynił wyrzuty i uprzedzał, że jeśli nadal będzie mu ich od nauki odciągał, każe go bezlitośnie ukarać. Widząc jednakże, iż tamten wciąż swoje czyni i tak w głowie im zawraca nie wiedzieć jaką fantastyczną dewocją, aż wielu całkiem zarzuciło kursa filozofii po to, by przywdziać habit, przedstawił Doktorowi Gouvei, pyncypałowi św. Barbary, konieczność przykładnego ukarania ucznia, który sprawiał tak wielki zamęt (…).

Wydaje się, że po tym incydencie Ignacy zdołał nawiązać poprawne stosunki z Janem Peńa. Piotr Eavre był Sabaudczykiem i pochodził z rodziny pobożnych wieśniaków. Jak sam pisze w Pamiętniku (Memoriale), kiedy miał 10 lat, pasąc owce, poczuł wielką ochotę, by się uczyć. Płakałem, bo owładnęło mnie tak wielkie pragnienie nauki. I tak moi rodzice, wbrew pierwotnym planom, byli zmuszeni posłać mnie do szkoły. Był młodzieńcem szalenie miłym, bardzo pogodnym, ujmującym i zrównoważonym. Gdy Ignacy pojawił się u św. Barbary, ten przygotowywał się właśnie do egzaminu magistra sztuk. P. Favre wspomina: Jako, że Pena nakazał mi uczyć tego świętego, najpierw odniosłem korzyść z tego, co mówił wszem i wobec, następnie zaś z rozmów przyjacielskich. Żyliśmy w jednej izbie, przy wspólnym stole i z tej samej kiesy. On był moim mistrzem w sprawach duchowych i ukazywał mi, co czynić, aby wzrastać w znajomości woli Bożej. Tym sposobem ostatecznie staliśmy się jedną istotą. Nie stało się to jednak od razu. Piotr marzył o karierze medyka. Wspólne rozmowy przyniosły jednak trwały owoc. Po odprawieniu Ćwiczeń był gotowy na to, by stać się lekarzem dusz. Według zgodnego świadectwa pierwszych jezuitów Faver robił to najlepiej z nich wszystkich.

Jeszcze inną osobowością był ostatni współlokator pokoju w wieży. Był żywego usposobienia, miły w obejściu, miał szlachetnego ducha, wielkie serce, ale był dumny, próżny i zarozumiały. Zrazu naśmiewał się z Iniga, z jego maksym, obyczajowości, z jego fanatycznych dyskursów; daleki od tego, by ich słuchać, szydził sobie z żebraczego żywota, jaki ów wiódł oraz pragnął innych przekonać, by podobny wiedli. Franciszek Ksawery był aroganckim, pełnym fanfaronady szlachcicem z małego Królestwa Nawarry. Podobnie jak owo małe królestwo wciśnięte między dwie potęgi Hiszpanię i Francję, tak i on wciśnięty między dwóch towarzyszy w studiach, inteligentnego wieśniaka posługującego się świetnie greką i wiecznie niespokojnego, lekko podstarzałego żaka, musiał czuć się osobliwie. Pochodzi ze znakomitego rodu. Ojciec zmarł, gdy Franciszek miał lat 10. Dwaj bracia, dzielni zdobywcy Pampeluny, schwytani i skazani na śmierć, szczęśliwie ułaskawieni, pozbawieni zostali majątku i znaczenia. Po śmierci matki, jesienią 1525 r. Franciszek wyruszył do Paryża, by podjąć studia, a w przyszłości zapewnić sobie jakieś intratne kościelne beneficjum w pampeluńskiej diecezji. W 1531 r. wystarał się o pismo potwierdzające szlachectwo. Równocześnie został profesorem filozofii w Kolegium Beauvais. Koledzy wyciągali go na nocne eskapady z jednym z profesorów. Jednakże Bóg strzegł go od najcięższych grzechów. Ujrzawszy ohydne krosty na twarzach niektórych kolegów oraz jednego zdeprawowanego nauczyciela – który od tego umarł – odczuł przerażenie, które trzymało go z dala od zguby, i pozostał czysty pośród zagrożeń akademickiego życia.

Początkowo Ksawery był nieczuły na sugestie Ignacego. Odnosił się do niego z pewną wyższością. Jan Polanco zaświadcza: Słyszałem, jak nasz wielki wychowawca ludzi opowiadał, że młody Franciszek Ksawery był najbardziej twardym ciastem, jakie kiedykolwiek ugniatał. (…) Ten szlachcic biskajski był młody i pełen życia. Miał za sobą dobre studia filozoficzne i niezbyt cenił Ignacego, który jedynie z trudem układał sobie życie, korzystając z łaskawości innych. (…) Niemalże nie było okazji, by nie wyśmiewał się z idei…

Trudno rozstrzygnąć, kiedy zetknęli się z Ignacym Szymon Rodriguez i Mikołaj Alonso, zwany Bobadillą. Pierwszy był stypendystą króla Jana III Portugalskiego, który wysłał do Kolegium św. Barbary 50 szlacheckich synów. Bobadilla nie miał tak możnego protektora. Studiował filozofię w Valladolid. Podjął nawet praktykę nauczycielską. Przybył do Paryża, żeby uczyć się w Kolegium Trojga Języków, w prawdziwej wylęgarni niepoprawnych humanistów. Franciszek Ksawery, który także chętnie tam chadzał, będzie później wdzięczny Ignacemu, który dbał o to, by chronić go od tego złego towarzystwa. Latem 1933 r. w Dzielnicy Łacińskiej pojawili się Jakub Laynez (ur. 1512 r.) i Alfons Salmeron (ur. 1515 r.). Wspólnota się zgromadziła…

Piotr Favre notuje w swoim Pamiętniku: W dniu Najświętszej Maryi sierpniowej roku bieżącego 1534, już tą samą determinacją związani a na Ćwiczeniach przyuczeni (poza magistrem Franciszkiem, który ich jeszcze nie wykonał, ale nasz zamiar podzielał), poszliśmy do Notre-Dame na Montmartre pod Paryżem, aby każdy tam ślub uczynił, iż do Jerozolimy podąży w dniu, który zostaje nam wskazany, i za powrotem odda się pod władzę Biskupa rzymskiego; a także iż każdy w wyznaczonym czasie pocznie opuszczać swoich krewnych i swoje sieci.

Tradycyjnie towarzysze zwrócili uwagę Inkwizycji. Ignacy zażądał uroczystego, pisemnego potwierdzenia prawowierności dla nowej grupy. Otrzymał je. Tekst się nie zachował. Jest jednak dokument wystawiony dla Loyoli w 1537 r., dotyczący tej samej kwestii: My, Brat Tomasz Laurent, z zakonu Dominikanów, lektor teologii i generalny inkwizytor heretyckiego wynaturzenia i katolickiej wiary w królestwie Francji, wiadomym czynimy i wszem wobec zaświadczamy (…), że poprzednik nasz, brat Walentyn Lievin (…) generalny inkwizytor na całe królestwo Francji swojego czasu przeprowadził śledztwo tyczące się żywota i doktryny Ignacego Loyoli a także, że my, będący sekretarzem jego, nigdy nie słyszeliśmy, aby było coś w nim niewczesnego jak na katolika i chrześcijanina. Nadto znaliśmy wzmiankowanego Loyolę oraz magistra Piotra Le Fevre, jak również kilku innych spośród jego przyjaciół; a zawsze widzieliśmy, że wiodą żywot katolicki i cnotliwy, nie dostrzegając u nich niczego, co nie przystoi mężom znakomicie chrześcijańskim. Nadto Ćwiczenia, jakich uczy wzmiankowany Ignacy, zdały nam się katolickie, co mogliśmy poznać po ich zgłębieniu.

Paweł Szpyrka SJ

 

Tekst pochodzi z miesięcznika Posłaniec Serca Jezusowego, listopad 2005

 

Polecamy stronę Roku Jubileuszowego oo. Jezuitów: http://www.jezuici.pl/jubileusz/

 

 

 

© 1996–2005 www.mateusz.pl