Daj mi pić

WPROWADZENIA DO KONTEMPLACJI EWANGELICZNYCH

XVII. DAJ MI PIĆ

 

Przybył więc do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które niegdyś dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. Nadeszła tam kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić! (...) Na to rzekła do Niego Samarytanka: Jakżeż Ty będąc Żydem prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? (...) Jezus odpowiedział jej na to: O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić — prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej. Powiedziała do Niego kobieta: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie i jego bydło? W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu. Rzekła do Niego kobieta: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. A On jej odpowiedział: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj! A kobieta odrzekła Mu na to: Nie mam męża. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą (J 4, 5–18).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Jezusa, który siedzi samotnie przy studni Jakubowej oraz kobietę, która przychodzi do studni zaczerpnąć wody. Kontemplujmy rozmowę Jezusa z kobietą. Dostrzeżmy wielką wewnętrzną wolność Chrystusa, z jaką rozmawia z nią. Wsłuchajmy się z uwagą w Jego słowa wypowiedziane do Samarytanki: Daj Mi pić!

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy, abyśmy doświadczyli wewnętrznie, iż Jezus pragnie naszej miłości oraz że my również tęsknimy za Jego bezwarunkową, Boską miłością. Prośmy także, abyśmy otwarli się na miłość Jezusa i jednocześnie chcieli odpowiedzieć Mu miłością na miłość.

1. Miłość wyłączna

W Ewangelii św. Jana pragnienie wody wyraża pragnienie serca. Jezus mówiąc do Samarytanki: Daj Mi pić zaprasza ją, aby oddała Mu całe swoje życie w miłości.

To wezwanie Jezus kieruje nie tylko do Samarytanki, ale do każdego z nas. W tym wezwaniu Chrystus domaga się bezwarunkowego oddania, oddania bez reszty.

W jednym słowie pragnę wypowiedzianym tuż przed śmiercią na krzyżu (J 19, 28) Jezus najpełniej wyraził potrzebę swego Serca. W nim zawarł cały sens i cel swojego ziemskiego życia.

W więzi z Jezusem nie chodzi więc najpierw o naszą bezgrzeszność, nienaganność moralną lub jakąś formę twórczej samorealizacji. Jezus pragnie najpierw naszej miłości. W relacji z Jezusem chodzi przede wszystkim o przyjęcie Jego Osoby, a wraz z Nią Jego życia ukrytego, Jego życia publicznego, Jego nauki oraz Jego śmierci i Zmartwychwstania. Chodzi o oblubieńcze oddanie się najpierw Jemu.

Symbolem jedności ucznia z Jezusem jest jedność kobiety i mężczyzny. Kobieta, żona opuszcza dom matki i ojca i idzie zamieszkać u swojego męża, w jego domu. Dom męża staje się jej domem. Uczeń Jezusa również idzie mieszkać u swojego Mistrza. Dom Mistrza staje się domem ucznia.

Uczniowie Jana pytają Jezusa: Nauczycielu — gdzie mieszkasz? Jezus im odpowie: Chodźcie, a zobaczycie. (...) I tego dnia pozostali u Niego (J 1, 38–39).

Dojrzała miłość małżeńska ma charakter wyłączny. Pomiędzy dwoje kochających się osób, mężczyznę i kobietę, nie może wejść nikt trzeci jako równorzędny partner. Miłość wyłączna, oblubieńcza jest zawsze miłością zazdrosną. I taką właśnie miłością Bóg kocha Izraela: Pan zapalił się zazdrosną miłością ku swojej ziemi, i zmiłował się nad swoim ludem (Jl 2, 18).

Z tej zazdrosnej miłości Boga rodzi się przykazanie: Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu! (...) Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym (Wj 20, 2–5).

Zazdrosna miłość Jezusa do nas domaga się również z naszej strony miłości wyłącznej. Miłości do Jezusa nie można podzielić z kimkolwiek: z własnymi rodzicami, z dziećmi, ze współmałżonkiem, z najlepszymi przyjaciółmi. Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto siebie samego, nie może być moim uczniem (Łk 14, 26).

W obecnej modlitwie prośmy Jezusa, aby objawił nam swoją zazdrosną miłość, która nadaje najpełniejszy sens i cel naszemu życiu. Prośmy także, abyśmy mogli z zaufaniem przyjąć ją i odpowiedzieć na nią naszą zazdrosną miłością.

2. Nasza słabość w relacji z Jezusem

Na to rzekła do Niego Samarytanka: Jakżeż Ty będąc Żydem prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?

Parafrazując słowa Samarytanki możemy powiedzieć do Jezusa: Jakżeż Ty, będąc Synem Bożym, zwracasz się do mnie grzesznika? Kiedy uświadamiamy sobie własną słabość, grzeszność, wówczas rodzi się w nas radykalne zwątpienie, czy nasza miłość do Jezusa, nasza przyjaźń z Nim jest możliwa. Czujemy się wówczas zablokowani w naszym dialogu z Nim. Dzieje się tak tylko dlatego, że niewłaściwie pojmujemy naszą słabość moralną. Nie śmiemy i nie mamy odwagi uwierzyć, że Ojciec kocha nas jako grzeszników.

Karol de Foucauld wyznał kiedyś, iż przez długi czas błędnie doświadczał własnej grzeszności. Miałem ochotę mówić z Piotrem: Odejdź ode mnie, Panie, bom jest człowiek grzeszny. Ale nie mówię już tego więcej. Teraz mówię inaczej: Zostań, Panie, ze mną, bom jest człowiek grzeszny. Moja nędza, moje niedoskonałości, które popełniałem dzień i noc, przeszkadzały mi w szukaniu Boga we mnie, ale teraz wiem, że moje grzechy nie są przeszkodą dla Bożej miłości.

Niewłaściwe rozumienie naszej ludzkiej słabości może zamykać nas na miłość Boga. Możemy sądzić, że miłość jest niemożliwa, jak niemożliwy jest powrót zmarłego do życia.

O tej właśnie niemożliwości mówi Marta, siostra Łazarza, w rozmowie z Jezusem: Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie. Ale Jezus napomina Martę: Czyż nie powiedziałem ci, że jeżeli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą? (J 11, 39–40).

W relację z Jezusem wchodzimy z naszymi zranieniami, niedoskonałościami, z całą naszą grzesznością, która cuchnie nieraz od dłuższego już czasu. Nasze słabości i grzechy są częścią naszej więzi z Jezusem. Mówiąc paradoksalnie, to dzięki tej szczęśliwej winie możemy doświadczyć naprawdę potrzeby Jezusa w naszym życiu. Słabość ludzka staje się dla nas miejscem zbawienia, którego dokonuje w nas Jezus.

Docierając do naszej ludzkiej nędzy nie możemy jednak traktować Jezusa instrumentalnie. Jezus nie jest poręcznym narzędziem do rozwiązania naszych problemów, narzędziem samorealizacji, sposobem dochodzenia do własnej bezgrzeszności.

Gdyby w życiu duchowym pierwszą troską była nasza doskonałość, wówczas istniałoby niebezpieczeństwo rozminięcia się z Bogiem. Tak właśnie rozminął się z Bogiem faryzeusz z przypowieści o faryzeuszu i celniku. W swojej świadomości był doskonały, ale odszedł ze świątyni nie usprawiedliwiony (por Łk 18, 10nn). Zabrakło w jego relacji do Boga zaufania i miłości.

Podobnie bogaty młodzieniec, choć zachował wszystkie przykazania, odszedł smutny, bo nie oddał się całkowicie Jezusowi (por. Łk 18, 18). Pierwszym pragnieniem ucznia winno być więc całkowite przyjęcie miłości swego Mistrza i udzielenie na Jego miłość odpowiedzi miłości. Uzdrowienie wewnętrzne, doskonałość osobista, pokonanie słabości będzie natomiast owocem doświadczenia miłości.

W obecnej modlitwie prośmy Jezusa, aby nasze wysiłki duchowe skoncentrowały się przede wszystkim wokół Jego Osoby, wokół Jego miłości oraz naszej odpowiedzi na tę miłość. Prośmy także, abyśmy potrafili, w świetle tej miłości i dzięki niej, zrelatywizować wszystko — także nasze braki, zranienia, niezadowolenie z siebie, grzechy. Jeżeli nasza ludzka słabość stanęłaby w centrum naszego życia duchowego, wówczas Jezus stałby się jedynie narzędziem w szukaniu naszych własnych celów. Najszlachetniejsze ludzkie cele tracą znaczenie i sens, jeżeli nie są identyczne z planami Jezusa wobec nas.

3. Żywa woda

O, gdybyś znała dar Boży — mówi Jezus do Samarytanki — i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić — prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej.

Gdybyś znała dar Boży..., to znaczy, gdybyś rozpoznała miłość Boga. Miłość Boga do człowieka jest zawsze największym darem. Wszystkie inne dary są przejawem tego pierwszego daru. Dar Jezusa Chrystusa objawia miłość Boga do człowieka. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3, 16).

Człowiek, który rozpozna Boga przychodzącego w Jezusie Chrystusie, odkrywa w sobie niezaspokojone pragnienie miłości. Pragnienia tego nie może ugasić żadna ludzka rzeczywistość na tej ziemi.

Jezus jako pierwszy prosi Samarytankę: Daj Mi pić! Najważniejszym jednak celem tej prośby jest uświadomienie jej, iż ona sama posiada w sobie niezaspokojone pragnienie miłości. Swoim zaproszeniem Chrystus budzi w nas potrzebę nieskończonej miłości. Bóg jest pełnią miłości. Miłością nieskończoną, bezwarunkową. Naszym wysiłkiem nie możemy nic do niej dodać. Nie możemy jej spotęgować, zwielokrotnić.

Kiedy Jezus prosi nas: Daj Mi pić, to trzeba nam wówczas odpowiedzieć prośbą na Jego prośbę: To Ty najpierw, Jezu, daj mi pić. Ja bowiem jako pierwszy potrzebuję twojej miłości. Tak właśnie Jan Chrzciciel mówi do Jezusa, kiedy Ten prosi go o chrzest: To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie? (Mt 3, 14) Trzeba nam modlić się słowami: Daj Mi pić, ponieważ posiadasz wodę żywą, ponieważ sam jesteś źródłem wody żywej.

Wodą żywą w Biblii jest sam Bóg, Jego nieskończona miłość. W Starym Testamencie jest nią Jahwe, w Nowym zaś Jezus Chrystus, Syn Boży zesłany nam przez Jahwe. Ustami Proroka Jeremiasza Bóg skarży się na Izrael: Opuścili Mnie, źródło żywej wody, żeby wykopać sobie cysterny, cysterny popękane, które nie utrzymują wody (Jr 2, 13).

Do Samarytanki Jezus zaś powie: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu.

Samarytanka nie wierzy jednak Jezusowi, ponieważ nie rozumie Jego słów. Z przekorą mówi więc do Niego: Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie, i jego bydło?

Kobieta nie czuje potrzeby prosić o żywą wodę. Wydaje się jej, że ma wszystko, czego pragnie. Posiada swoją wodę. Ale woda ta pochodzi z popękanych cystern. Dzięki tej wodzie jakoś wegetuje. Samarytanka posiada swoje małe pocieszenia, swoje kompensacje, którymi jakoś wypełnia, a raczej zagłusza to wielkie pragnienie żywej wody.

Jeżeli nie angażujemy się w szukanie wody żywej, w szukanie Boga, wówczas odruchowo angażujemy się w szukanie małych przyjemności ludzkich, które spełniają rolę kompensacji. I tak, nasza gorączkowa aktywność i dążenie do sukcesu mogą być formą pocieszania się. Możemy wówczas mówić sobie, iż nasze życie posiada wartość, ponieważ zasługuje na uznanie, na pochwałę ludzką, ponieważ osiągamy to, co uprzednio zamierzyliśmy.

Zatopienie się w codzienność, w szukanie drobnych przyjemności, w konsumpcyjną bierność może również pochłaniać nas aż tak, że zapominamy całkowicie o potrzebie szukania miłości Boga. Nasze związki emocjonalne, w których przyklejamy się do człowieka, mogą również służyć zagłuszeniu potrzeb duchowych. Jesteśmy nieraz tak bardzo związani naszymi kompensacjami, iż nachodzą nas obawy i lęki, że Pan Bóg może nam je zabrać.

W obecnej modlitwie prośmy Jezusa, abyśmy pozwolili Mu zdemaskować nasze kompensacje, które sprawiają, iż tak łatwo ulegamy złudzeniom. Pod ich wpływem jesteśmy skłonni mniemać, że miłość Boga jest jakimś małym dodatkiem do życia, ale nie jego centrum.

4. Miłość darem z siebie

Na początku naszego życia duchowego odruchowo oddajemy Bogu owoce naszego działania, naszej aktywności. A więc ofiarowujemy naszą modlitwę, naszą pracę, naszą miłość bliźniego, nasz czas, nasze drobne umartwienia i inne dary.

Samo życie zatrzymujemy jednak dla siebie. Podświadomie uważamy bowiem, iż nasze życie należy do nas. Uważamy się za właścicieli, panów naszego życia.

Jeżeli jesteśmy jednak wierni miłości Boga, przychodzi wówczas dzień, w którym Bóg zaprasza nas, abyśmy oddali Mu nie tylko owoce, ale całe drzewo: siebie samych. Prawdziwe nawrócenie polega na oddaniu Bogu całego swego życia.

Oddanie siebie samych Bogu jest jednak bardzo trudne. Domaga się bowiem pokonania własnych lęków o siebie i swoją przyszłość. Aby oddać siebie Jezusowi, trzeba rzucić się w przepaść Jego Opatrzności. Jezus pomaga nam w tym jednak bardzo skutecznie. Nieraz czyni to poprzez przypadkowe wydarzenia i życiowe sytuacje. Częściej są to może wydarzenia trudne czy wręcz bolesne. Niepowodzenie życiowe, choroba, stan załamania i depresji, odrzucenie naszej miłości przez kogoś bliskiego — te i tym podobne doświadczenia mogą stać się wewnętrznym bodźcem do pełniejszego ofiarowanie siebie Jezusowi.

Utrata małych pocieszeń, małych kompensacji, może nam niekiedy pomóc w odkryciu Boga jako źródła wody żywej. Aby móc przyjąć Boga jako jedyne źródło życia, trzeba szczerze uznać wszystko za stratę ze względu na Chrystusa.

5. Zawołaj swego męża

Kiedy Jezus objawił Samarytance, iż jest żywą wodą, która może zaspokoić jej pragnienia, zawołała: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. Jezus jej odpowiedział: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj. Samarytanka nie chciała jednak dotykać bolesnej dla siebie sprawy, którą była wielość mężczyzn w jej życiu. Nie chciała zdemaskować się przed Jezusem. Odpowiada więc: Nie mam męża. Kobieta usiłuje kłamać.

Ale — jak to często bywa w życiu — właśnie wówczas, kiedy usiłuje kłamać, mówi prawdę. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą.

Jezus ukazuje kobiecie, że nigdy naprawdę nie kochała żadnego mężczyzny, ale jedynie wypożyczała się im na jakiś czas. I właśnie dlatego nie może nazwać do końca żadnego z nich swoim mężem. W prawdziwej miłości małżeńskiej istnieje bowiem całkowite i pełne oddanie.

Jezusowi nie można jednak wypożyczyć się na chwilę, Jemu nie można oddać się na jakiś czas. Jemu można tylko oddać się bezwarunkowo, oddać się do końca. Nie ma miłości na jakiś czas. Nie ma miłości na próbę. Ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem, ponieważ w tej relacji brakuje całkowitego oddania się. Wszyscy mężczyźni w życiu tej kobiety byli jedynie kompensacją, próbą wypełnienia samotności i pustki życia. Przechodząc z rąk jednego mężczyzny do drugiego kobieta udaje miłość, udaje życie małżeńskie, stwarza pozory oddania.

Miłość, dar z siebie, jest trwała. Prawdziwe oddanie posiada znamiona dozgonności, znamiona pełnej wierności. Miłości nie można odwołać. W Księdze Pieśni nad Pieśniami oblubienica mówi do oblubieńca: Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol, żar jej to żar ognia, płomień Pański (Pnp 8, 6).

Na zakończenie całego rozważania prośmy najpierw o głębokie pragnienie przyjęcia miłości Jezusa oraz udzielenia odpowiedzi miłością na Jego miłość. Prośmy także, abyśmy zdemaskowali w nas z jednej strony pokusę podejrzliwości, mówiącą, iż miłość w naszym życiu jest niemożliwa z powodu naszej słabości i grzeszności, z drugiej zaś pokusę lęku przed powierzeniem swojego życia Jezusowi.

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
XVI. WOLNOŚĆ JEZUSA XVIII. POŻEGNANIE W BETANII
 
na początek strony
© 1996–2000 Mateusz