Bardzo nurtuje mnie kwestia nazwiska w małżeństwie i stosunek Kościoła do tego problemu: nie możemy dojść z moją narzeczoną do porozumienia, bowiem ja – pochodząc z dość konserwatywnej rodziny nalegam, aby także i moja przyszła żona nosiła moje rodowe nazwisko. Ona natomiast chce przyjąć podwójne, ponieważ obawia się, iż zmiana odbiera jej część osobowości, przeszłość, niezależność. Obawiam się, że gdy zgodzę się na to, w przyszłości może odbić się to na naszym związku i w jakiś sposób zaburzyć jego harmonię, ponieważ w jakiś sposób będę przekonany, że boi się ona całkowicie zaangażować.

Proszę o szybką odpowiedź – Michał

 

Sprawa przyjmowania nazwiska to ustawodawstwo państwowe nie kościelne. Natomiast dla mnie jest tu inny problem: jeśli małżeństwo jest darem całkowitym z siebie , to już w tym momencie składam na „ołtarzu małżeństwa” wszystko – także nazwisko. Jeśli wiec ktoś podejmując decyzję o zawarciu związku małżeńskiego, zastanawia się: co straci, a co zyska, to pod znakiem zapytania jest nie tylko samo małżeństwo, ale i nawet sama miłość.

ks. Paweł Gronowski

 

LISTY

Michale!

Dlaczego Ty masz się zgadzać lub nie na przyjęcie przez żonę podwójnego nazwiska? To jest jej autonomiczna decyzja, którą powinieneś uszanować! Co innego jeżeli chodziłoby o nazwiska dzieci, tu powinniście dyskutować! Osobiście nie dziwię się twojej żonie, pewnie długo i ciężko „pracowała” na nazwisko i chce je utrzymać, nie jest to w sprzeczności z miłością do Ciebie!!!

Skoro masz takie obawy oznacza, że czujesz się w związku niepewnie - przemyśl to! Podsumowując: czasy patriarchatu dawno minęły i nie wrócą. Dawniej nazwisko po ojcu lub mężu podkreślało pod czyją opieką jest kobieta. Obecnie kobiety zarówno pod względem prawnym jak i faktycznym są samodzielne, choć wiem, że niektórzy ciężko to znoszą. A tak w ogóle zastanów się co byś zrobił gdyby narzeczona poprosiła Ciebie o przyjęcie jej nazwiska (prawnie jest to możliwe)jak się nad tym zastanowisz to ją zrozumiesz!

Agnieszka

 

Z zainteresowaniem przeczytałam zarówno list Pana Michała, jak i odpowiedź Księdza Gronowskiego. Jestem narzeczoną, za kilka miesięcy wychodzę za mąż i bardzo długo zastanawiałam się nad tym, jakie nazwisko przybrać. Muszę przyznać, że obie wypowiedzi trochę mnie zdenerwowały, dlatego chciałabym podzielić się kilkoma refleksjami.

Od dawna smuci mnie fakt „znikania” pewnych nazwisk, również z mojej rodziny, tylko z tego powodu, że tradycja każe przyjmować kobiecie nazwisko męża i nim również nazywać dzieci. Nie istnieje w naszej kulturze „linia kobieca”, ród kobiecy, który symbolicznie wyrażałby się w dziedziczeniu nazwiska. W myśl prawa państwowego kobieta ma przywilej, ma prawo, a nie obowiązek przybrania nazwiska męża, co niestety w praktyce również urzędów stanu cywilnego bywa łamane. Należałoby więc pytać - dlaczego zmieniać nazwisko na nazwisko męża? Przy czym argument o tradycji uważam za niewystarczający. Osobiście rozumiem przywiązanie narzeczonej Pana Michała do „panieńskiego” nazwiska i nie podzielam zdania księdza, jakoby przywiązanie to podważało wartość uczucia. Czas narzeczeństwa jest jak najbardziej czasem stawiania sobie pytań o losy mojej własnej niezależności, zwłaszcza w zderzeniu z niezależnością drugiego. Dla mnie nazwisko, które jest właściwie nazwiskiem mego ojca w bardzo dużym stopniu określa mnie samą, a paradoksalnie moje może stać się właśnie wtedy, gdy go nie zmienię po ślubie. Dlaczego właśnie kobieta ma wyrazić swe zaangażowanie, jak pisze Pan Michał, złożyć nazwisko na „ołtarzu małżeństwa”, jak pisze Ksiądz przybierając nazwisko męża? Dość wątły to dowód oddania. A być może to narzeczony może wyrazić szacunek „odrębności” narzeczonej jako osoby z jej historią, osobowością, przeszłością i nie nalegać na zmianę nazwiska...Ja początkowo w ogóle nie chciałam zmieniać nazwiska. Używanie obu nazwisk jest kompromisem, na który zgodziłam się wobec jednego argumentu - nie chciałabym, aby moje dzieci nosiły inne niż ja nazwisko.

Pozdrawiam obu autorów serdecznie

Klementyna