Witam serdecznie i proszę o pomoc. Od jakiegoś czasu mam dziewczynę, którą bardzo kocham. Zastanawiam się nad ułożeniem sobie z nią przyszłości (ślub, rodzina, dzieci). W tych planach przeszkadza mi jednak fakt, iż ona – zanim mnie poznała – uprawiała już seks z innym chłopakiem. Ja w tym czasie byłem czysty, wierząc, że skoro chcę spotkać dziewicę, sam powinienem te czystość zachować.

 Moje pytanie brzmi: czy ma sens układanie sobie życia z taką dziewczyną (ona zrozumiała swój błąd i bardzo tego żałuje)? Czy nie powinienem czekać na tą jedyną, wymarzoną dziewicę? Czuję się strasznie oszukany przez Boga – jeśli zwiążę się z nią, będę musiał wyrzec się przekonań i wartości, które kiedyś żywiłem? W pewnym sensie stwierdzić, że to co robiłem (zachowywanie czystości) nie miało najmniejszego sensu? No bo czemu miałoby to służyć, skoro nie znalazłem drugiej osoby takiej jak ja? Z drugiej strony, gdy ją odrzucę, strącę osobę którą kocham i na której mi zależy. Jaki jest sens bycia szlachetnym i czystym? Czemu to ma służyć? Co z „ideałami młodości” dotyczącymi czystości i dziewictwa? To wszystko chyba nie miało sensu – po co marzyć, mieć ideały, skoro życie jest takie brutalne?

Mateusz

 

Drogi Mateuszu,

od kilku dni myślimy nad odpowiedzią na Twój list. Jest w nim wiele warstw i problemów. Tak naprawdę to człowiek postronny może tylko podać pewne myśli, fakty, które Ty powinieneś (jak się wydaje) wziąć pod uwagę zanim podejmiesz ważne decyzje. Stanąłeś przed trudna sytuacja, nie wahamy się nawet nazwać jej próbą wiary. Ufamy, że z Bożą pomocą wyjdziesz z niej zwycięsko. Będziemy mówić o trudnych sprawach – zapewniamy Cię o naszej ogromnej życzliwości i trosce, szczerze pragniemy dobra Twojego i bliskiej Ci dziewczyny.

Twój ból, gdy dowiadujesz się o przeszłości osoby, którą kochasz jest zupełnie naturalny i oczywisty. Piszesz jednak „ona zrozumiała swój błąd i bardzo tego żałuje”. W tych słowach jest klucz. Przypomnij sobie spotkanie Jezusa z kobietą przyłapaną na cudzołóstwie (J 8, 1-11). Moc i miłość Boża jest większa niż grzech. Jeżeli grzesznik swój grzech wyzna szczerze, otrzymuje przebaczenie i jego grzech jest wymazany („Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją” – Iz 1,18). Pan Bóg ma wielką moc odbudowania w najbardziej zbrukanym człowieku czystości. Owszem, nie przywróci czystości w tym czysto fizycznym sensie. Ma jednak moc odbudowania postawy czystości we wszystkich aspektach życia. To oczywiście nie jest łatwe, wymaga pracy i współpracy z Bożą laska. Taki człowiek niesie też w sobie zawsze cierpienie, blizny z przeszłości. Ale – powtarzamy to z całą odpowiedzialnością – Pan Bóg ma moc i może przywrócić czystość w człowieku. I tego też doświadcza każdy z nas – praktycznie na co dzień, gdy podnosimy się z naszych upadków i grzechów, gdy wyznajemy je w sakramencie pojednania. Nie nam osądzać wielkość cudzego grzechu, nawet winy tak bliskiej osoby jak narzeczony, mąż, żona...

Żebyśmy się dobrze zrozumieli: to nie jest wszystko jedno czy ktoś podjął współżycie przed ślubem czy nie. Jednak jeżeli taki człowiek nawraca się – widzi swoją winę, widzi ból, który sprawia przyszłemu mężowi/żonie; widzi tez zło, które stało się w nim samym. Jeżeli nawraca się, to chce współpracować z łaską Bożą, która zdziała w nim cuda. Ale nie ma co się oszukiwać – to trwa długo i blizny pozostają. Głównie w sferze psychiki. Takiej nawróconej osobie (bardzo dzielnej i uczciwej jeżeli powiedziała Ci o swojej przeszłości) potrzebna jest pomoc. Wielkim darem jest czysta miłość. Ale też jest wiecznym źródłem bólu „on/ona dał/dała mi siebie całego/całą, a ja...”

Od taktu i delikatności współmałżonka zależy, czy będzie łagodzić ten ból wskazując na Boże miłosierdzie, czy też rozjątrzy go wyrzutami i złośliwostkami („Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem...”).

Pytasz: „Czy ma sens układanie sobie życia z taką dziewczyną?” A my zapytamy: Czy Ty kochasz ją taką jaka jest? Czy kochasz ją razem z jej słabościami i niedoskonałością? Czy jesteś gotów przyrzec jej, że będziesz kochał ją zawsze, że dołożysz wszelkich starań, by zapomniała jak bardzo Cię zraniła zanim jeszcze Cię poznała, że postarasz się nigdy jej tego nie wypominać, choćbyś był najbardziej zirytowany i wściekły? (te same pytania żądalibyśmy jej). Bo nie układamy sobie życia z ideałem, tylko z człowiekiem z krwi i kości, który jest słaby i grzeszny i cale życie boryka się z najrozmaitszymi grzechami.

Mówisz: „Czuję się strasznie oszukany przez Boga – jeśli zwiążę się z nią, będę musiał wyrzec się przekonań i wartości które kiedyś żywiłem...” Odczucie zawodu, zaskoczenia, poczucie krzywdy, ból – tak, to na pewno byłaby reakcja każdego z nas. Na ile możliwe jest zrozumienie odczuć drugiego człowieka – rozumiemy, czy też staramy się zrozumieć, Twój stan ducha. Bo to jest trudne wyzwanie, trudna próba. Ale – wybacz – nie widzimy konieczności wyrzekania się jakichkolwiek wartości czy przekonań, o ile oczywiście były/są one dobre i zgodne z Bożą nauką. Życie w czystości – czy przed ślubem, czy po ślubie – jest obiektywnie rzeczą dobrą i zgodną z Bożym planem dla człowieka. Czy gdybyś się dowiedział, że twojej ukochanej zdarzyło się kiedyś cos ukraść, ale już to odpokutowała i nawróciła się – czy też byś uznał, że wobec tego nie było warto żyć uczciwie i nie kraść? Z pewnością, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, młody człowiek musi włożyć więcej wysiłku w zachowanie czystości (nie tylko w tym b. wąskim fizycznym sensie – ale tu już wychodzimy poza ramy tego listu) niż w to by nie zostać złodziejem. Ale to, że komuś nie udało się (nawet komuś bardzo nam bliskiemu) dochować wierności Bożemu prawu, jeszcze tego prawa nie podważa.

Twój list można też odebrać jako wołanie dziecka „Ja się tak starałem, a Pan Bóg mi nie dał tego, co chciałem.” Prawda jest taka, że Pan Bóg nie obiecuje nam „jak nie będziesz kradł, to dam ci za żonę osobę nieposzlakowanej uczciwości” albo „jak nie będziesz współżył przed ślubem, to twoja żona będzie dziewicą”. Zachowujemy Boże prawo nie po to, by coś dostać. Boże przykazania to nie zakaz robienia czegoś dla samego zakazu. Boże przykazania to wskazówki jakich udziela kochający ojciec, by jego dzieci nie zawędrowały na manowce (czytaj: do piekła). Przestrzeganie ich jest ratunkiem dla mnie samego. Nie jakimś zdobywaniem punktów, za które należy mi się nagroda. Czy naprawdę ktokolwiek z nas jest taki świetny i super, że cokolwiek mu się od Pan Boga należy??? Wszystko jest darem niezasłużonym.

To są trudne sprawy, trudne myśli, trudne decyzje. Ale w takich trudnych chwilach wykuwa się piękno i siła człowieczeństwa. Powtarzamy jeszcze raz – Twój ból, bunt i rozgoryczenie to uczucia naturalne i zrozumiale w takiej sytuacji. Nie pozwól jednak, by to one Tobą rządziły. Od podejmowania decyzji jest rozum i wola, które po to właśnie nam dał Pan Bóg. Może trzeba trochę odczekać, nabrać dystansu, uspokoić emocje?

Zdajemy sobie sprawę, że lektura tego listu może nie być dla Ciebie łatwa. Zapewniamy jeszcze raz o naszej życzliwości i trosce o Was obojga. Niech decyzja, którą podejmiecie będzie mądra i rozważna, przemodlona, nie pochopna.

Z modlitwą

Agata i Krzysztof Jankowiakowie

 

LISTY

Moi drodzy. Mateusz wysłał Wam list, którego wagi, jak mi się zdaje, nie doceniliście. Za mało wyczuliście jak potężne oddziaływanie na jego psychikę ma jego problem i nie uchwyciliście bolesnej relacji pomiędzy jego życiem duchowym a odczuciami niższego lotu. Wasze teologiczno-aksjologiczne wyjaśnienia często nie rozwiązują sprawy. Wczuwajcie się głębiej w słowa ludzi, którzy do Was piszą. Starajcie się odgadnąć to o co chcieliby zapytać. Jesteście czasem zbyt szablonowi, teologicznie eleganccy, ale frapująco małoduszni.

Postarajcie się czytać te listy tak jakby to Wasz własny syn, brat, siostra, matka czy ojciec prosili Was o pomoc. Musicie je przeżyć głęboko, dać się nimi poruszyć, nie zaś tylko wiedzieć, że są poruszające. Przekonacie się wówczas, że pisząc o tym samym napiszecie to zupełnie inaczej i na prawdę pomożecie człowiekowi.

Amen.

Tomek

 

Bardzo poruszył mnie list Mateusza. Poruszył mnie, ponieważ z moją poprzednią dziewczyną przeżywałem podobną sytuację. Wiem jak może to boleć. Byłem z tą osobą około ośmiu miesięcy a dowiedziałem się o fakcie utraty przez nią dziewictwa na początku związku. Zanim ją poznałem myślałem, że dziewictwo nie ma większego znaczenia. A jednak okazuje się, że ma. Myślę, że gdybym ożenił się z tą dziewczyną to do końca życia by mnie to bolało. Przykro mi, że powyższe słowa mogą nie przynieść Ci ulgi Mateuszu, ale nie chciałbym ubarwiać rzeczywistości. Ja też czułem się oszukany przez Boga. Nie będę tu pisał dlaczego się rozstaliśmy (ona odeszła) ani o mojej obecnej dziewczynie. Podzielę się tutaj jeszcze kilkoma refleksjami na temat dziewictwa.

1. Mam wrażenie, iż mężczyźnie, który nie współżył z kobieta trudniej jest zaakceptować (psychologicznie czy emocjonalnie) fakt, że jego dziewczyna nie jest dziewicą niż kobiecie – dziewicy fakt, że jej chłopak kogoś przed nią miał. Być może jest to uwarunkowane kulturowo.

2. Stykam się z głosami, że „nieważne jest co było w przeszłości drugiej połówki zanim się poznaliśmy”. Jestem odmiennego zdania. Im więcej zła moja „druga połówka” kiedyś uczyniła tym bardziej mnie to boli (mnie osobiście boli to codziennie przez wiele miesięcy).

3. Zastanawiam się przy okazji dziewictwa nad tematem dobra i zła. Myślę, że zło jak dym może rozwiewać się w różnych kierunkach i w różnych miejscach. Wystarczy, że ktoś zgrzeszy i straci dziewictwo a tym samym skrzywdzi kogoś lub kilka osób nawet wiele lat później (mogą to być także dzieci lub wnuki). To tak jak domino. Zły czyn dokonany dziś może mieć konsekwencje kilkaset lat później. Np. Ludzie, którzy głosowali na Hitlera w wyborach demokratycznych dołożyli od siebie cząsteczkę zła, z którego powstało Wielkie Zło i miało konsekwencje wiele lat później.

Dlatego myślę, że nie można lekceważyć nawet małych czy lekkich grzechów oraz nawet małego zła (zło nie musi być grzechem, ale grzech jest złem). Myślę, że trudno nam ocenić (przynajmniej mnie) prawdziwe rozmiary zła, które wokół nas uczyniliśmy. Wydaję się, że to „tylko” jeden raz czy jeden papieros a za tym jednym może iść niewidzialna lawina zła.

Pozdrawiam serdecznie i modlę się w Twojej intencji, Mateuszu, o światło Chrystusa dla Ciebie.

Sprzymierzeniec

 

Z wielką uwagą przeczytałam twój list. Oto moje przemyślenia, którymi chciałabym się z Tobą podzielić:

1. Z Twojego listu wywnioskowałam, że (może się mylę?) uważasz swoją dziewczynę za „gorszą” od Ciebie, ponieważ nie jest już dziewicą, podczas gdy Ty dziewictwo zachowałeś. Wierzę, że zrobiłeś to po to, aby móc ofiarować swojej przyszłej żonie jak najpiękniejszą miłość. Dziewictwo to Twój dar dla niej. Niedobrze jednak, gdy traktujesz je nie jako dar, ale jako coś, na co trzeba zasłużyć. Fakt, że jest ono wielką wartością, ale pamiętaj, że dziewictwo dziewczyny samo z siebie nie zbuduje Waszej miłości, nie da Ci szczęścia. A z tego co piszesz wynika, że jedynym poważnym problemem jest dla Ciebie sam fakt utraty przez nią dziewictwa. Ale przecież dziewictwo, choć istotne, nie jest w miłości najważniejsze. Dlatego może spróbuj przyjąć miłość swojej dziewczyny taką jaka jest. A wierzę, że jest równie wielka jak Twoja. 

2. Zapewne starałeś się zachować dziewictwo chcąc uczynić swą miłość do przyszłej żony jeszcze większą i piękniejszą. I z pewnością ten skarb, który wniesiesz w małżeństwo, ubogaci małżeńską miłość. Ciesz się z daru, jaki masz dla swojej przyszłej żony i nie patrz, czy ona też ofiaruje Ci taki sam dar, może ofiaruje Ci jeszcze piękniejszy, choć inny? Bo przecież utrata dziewictwa nie odbiera zdolności kochania... A miłość Twojej dziewczyny nie jest wcale „gorsza” od miłości dziewicy.

3. Zachowując dziewictwo, zachowujesz i rozwijasz w sobie pewną cnotę. Tej cnoty nie posiada już Twoja dziewczyna. Nigdy nie wiadomo jednak, jakie inne cnoty posiada, których Tobie brakuje.

4. To, że zachowałeś dziewictwo oznacza, że istnieje w Tobie pragnienie ofiarowania przyszłej żonie pięknej miłości. Warto, abyś zdał sobie sprawę z tego, że właśnie teraz masz okazję do okazania miłości, do wzrastania w miłości poprzez nie tylko akceptację swojej dziewczyny, ale pokochania jej takiej, jaka jest, do zachwycenia się nią taką jaka jest. Rozwijanie w sobie takiej miłości może być jeszcze trudniejsze od trudu zachowania dziewictwa. A może to dla Ciebie kolejny, trudniejszy etap? 

Marlena

 

Drogi Mateuszu!

To ja jestem tą dziewczyną. W przenośnym sensie oczywiście, ale moja historia jest niemal identyczna. Zanim poznałam mojego obecnego narzeczonego – prowadziłam dziwny tryb życia. Wychowana po chrześcijańsku dawałam ucha rozmaitym innym nurtom; wiara kulała i kontakt z Bogiem się urywał. Nie widziałam w tym sensu, coś było nie tak...Nie sypiałam z kim popadnie – ale dopuszczałam taką możliwość. I stało się. To był człowiek żonaty, obciążony rodziną – o czym nie wiedziałam bo zręcznie się kamuflował. Kiedy prawda wyszła na jaw bliska byłam samobójstwa lub przynajmniej załamania nerwowego. To traumatyczne przeżycie – kiedy zamiast „pierwszego razu” z kimś ukochanym i bliskim – było coś raniącego na całe życie. Wtedy już w ogóle przestałam widzieć sens jakiegokolwiek światopoglądu i myślałam o śmierci.

I wtedy poznałam mojego narzeczonego. Człowieka wielkiej wiary i religijnej intuicji, głęboko zakorzenionego w Bogu. Nasze uczucie prędko osiągnęło stan kiedy nie wystarczają spacery po parku – zaczęliśmy myśleć o małżeństwie. I wtedy mnie – rozchwianą moralnie w najwyższym stopniu – on zaczął przekonywać że warto czekać do ślubu z rozpoczęciem współżycia – był czysty i chciał to mi ofiarować w ślubnym prezencie. Przyznam Ci że w moim ówczesnym środowisku – to była postawa absolutnie niepopularna – jako taka mnie zdziwiła i zastanowiła...Oczywiście musiałam mu powiedzieć o swojej przeszłości – zapewniam Cię że nie było to dla niego łatwe. Do dziś jednak jestem mu wdzięczna że jego miłość i uczciwe zamiary wobec mnie sprawiły że przemógł swoje obawy i po prostu zaakceptował mnie taką jak jestem. A ja się zmieniłam pod jego wpływem. Jego obecność w moim życiu to powrót obecności Boga i szczerej dojrzałej wiary, powrót dobrych wartości i równowagi psychicznej. Teraz mamy się pobrać i byłabym nieuczciwa twierdząc że to oczekiwanie na wspólne życie jest proste – jeżeli chodzi o wytrwanie w czystości... Ale jestem szczęśliwa – i czuję się bezpieczna jak nigdy dotąd.

To co napisałam miało na celu pokazanie Ci że motywacje tej drugiej strony nie zawsze są tak jednoznaczne jak Ci się wydaje. I jeszcze coś: spójrz na to co możesz dla niej zrobić. Właśnie ofiarując jej swoją czystość – być może dajesz jej materiał do przemyśleń nad tym jaki sens ma to czekanie, marzenia. Nigdy nie jest za późno. Nie możesz dyskredytować jej za błąd z przeszłości – to oczywiście boli, wiem. Ale być może teraz będziesz mógł przy odrobinie starania sprawić że Twoja inicjacja – będzie jej prawdziwym „pierwszym razem” – z Tobą. I wszystko inne nie będzie miało znaczenia. Tak jak dla mnie nie ma znaczenia.

Małgorzata