Od ponad roku pozostaję w szczęśliwej relacji z dziewczyną, z którą łączy mnie m.in. wspólnie przeżywana wiara w Pana Boga. Względy wiary każą nam udoskonalać nasze wzajemne odniesienia, cóż z tego, jeśli nie mamy dobrych przykładów? Złych za to – na każde zawołanie. Przeglądając Mateusza, publikacje katolickie, KKK napotykam głównie opisy tego, czego nie robić, bo jest grzechem. Gdzie znajdę pozytywne wzorce do naśladowania użyteczne dla naszego związku? Chodzi mi m.in. o odpowiedź na pytanie jak osiągnąć taką dojrzałość, aby w małżeństwie powstrzymywać się od współżycia w dni płodne bez uczucia frustracji? Albo od współżycia w ogóle w narzeczeństwie? Zastrzegam, że na razie się „trzymamy”.

Przemek

 

No cóż, zdaje się, że dla niejednych to sami bylibyście dobrym przykładem...

Pytacie gdzie szukać dobrych przykładów... Zaczęłam zastanawiać się jak to było z nami, z mężem i ze mną jeszcze przed ślubem. Ja wiem, że to może brzmieć trochę w stylu wspomnień kombatanckich – z góry przepraszam – ale w końcu chcieliście jakiegoś przykładu (nie twierdzę, że najlepszy). Myślę, że taką bardzo ważną rzeczą było dla nas to, że mieliśmy oparcie w naszych rówieśnikach, którzy myśleli podobnie jak my i tak jak my chcieli kształtować swoje wspólne życie (i przed ślubem i po ślubie) w czystości, zgodnie z wolą Bożą dla stanu wolnego i stanu małżeńskiego. Innymi słowy jeżeli człowiek chce żyć zgodnie z tym, czego oczekuje od nas Pan Bóg, to dobrze jest, gdy ma wspólnotę. Więc to byłaby pierwsza taka rada – poszukanie wspólnoty, która będzie oparciem w chwilach trudnych i nie pozwoli poddać się – mówiąc językiem biblijnym – duchowi tego świata. To może być duszpasterstwo akademickie, któryś z ruchów odnowy Kościoła.... to, co Wam odpowiada. My z mężem trwamy w kręgu Domowego Kościoła Ruchu Światlo-Życie i widzimy jak bardzo pomaga nam to w zachowywaniu wierności Bożym przykazaniom także w sferze seksualnej.

Natomiast mam wątpliwości, czy jest możliwe znalezienie jakiejś odpowiedzi na pytanie o to osiąganie dojrzałości... Wydaje mi się, że nie jest ono właściwie postawione. Bo prawda jest taka, że człowiek do końca życia musi nad sobą pracować, w każdej dziedzinie. I chyba nie jest tak, że mogę sobie cos ustawić, osiągnąć jakiś poziom i być pewnym, ze już zawsze w tej dziedzinie będzie dobrze. Jesteśmy ludźmi słabymi i grzesznymi i niestety ciągle się gdzieś potykamy, nawet na zdawałoby się prostej drodze.

Bardzo ważne jest, by zakochani, a potem już narzeczeni budowali swoją relację wszechstronnie. Sfera seksualna jest bardzo ważna w małżeństwie, ale nie może ona być sferą dominującą. W miłości bardzo ważne jest budowanie (przez cale życie) tego, co można określić jako przyjaźń między narzeczonymi, a potem małżonkami. Po to, aby nasza jedność była harmonijna i obejmowała całego człowieka. Warto nauczyć się rozmawiania ze sobą, dzielenia się ważnymi sprawami, uzgadniania ważnych spraw w narzeczeństwie – to procentuje w przyszłości.

I to właśnie pomaga być sobie wiernymi w sytuacji, gdy nie można okazać miłości tym najpełniejszym aktem. (A takich sytuacji może być wiele, ot chociażby problemy zdrowotne gdy się oczekuje dziecka). Myślę, że pomocą, czy przeciwdziałaniem tej frustracji, o której mowa, może być też wspólne poznanie rytmu płodności i określania czasu płodnego i niepłodnego. Wielu panów mówi, że udział w tym jest dla nich bardzo ważny – nie czują się petentami tylko sami odpowiedzialnie podejmują decyzje (a jaką pomocą dla żony jest to męskie racjonalne podejście!).

Ale – powtarzam – mam wątpliwości, czy jest możliwa na stałe sytuacja, że pewne konieczne wyrzeczenia nie będą w ogóle wyrzeczeniami. To chyba w niebie...

Pozdrawiam serdecznie i zapewniam z całą odpowiedzialnością, że sens powstrzymywania się od współżycia przed ślubem widzi się w pełni dopiero po ślubie.

Agata Jankowiak