Jestem zaręczona i przygotowuję się do sakramentu małżeństwa. Bardzo zależy mi na tym, by wypełnić w moim życiu wolę Pana Boga. Długo z moim narzeczonym rozeznawaliśmy swoją drogę. Moje pytanie dotyczy właśnie sprawy powołania. Wielu moich znajomych jest w zakonie czy w seminarium – cieszę się z ich powołania, ale jednocześnie obserwuję niepokojącą postawę „wybrania”. W jednym z listów siostra zakonna wprost pisze, że ona jest oblubienicą Pana, oni (tzn. siostry, kapłani) prowadzą życie takie jak Pan Jezus, i że my (świeccy) nigdy tego nie zrozumiemy... To bardzo przykre, takie sztuczne podziały, a ja bardzo chciałabym wiedzieć jak Pan Jezus będzie na mnie patrzył! Czy będąc w małżeństwie nie mogę być Jego oblubienicą? Czy istnieją powołania „bardziej święte”? Na moje stwierdzenie, że powołanie jest jedno: ku świętości, a wiele dróg, usłyszałam, że życie w zakonie to coś więcej niż droga... Dziękuję z góry za odpowiedź i proszę o modlitwę o święte powołania (wszystkie)!

Z Panem Bogiem – Ania

 

Masz rację, Aniu, twierdząc, że wszyscy ludzie są powołani do świętości. Jeszcze bardziej podstawowym powołaniem człowieka jest powołanie do nieba. Wszyscy jesteśmy powołani do wspólnoty z Bogiem. Święci już ten cel osiągnęli, my dopiero do tego niekończącego się szczęścia różnymi drogami podążamy. Różnymi, dzięki czemu, mówiąc pół żartem – te drogi się nie korkują. Najczęściej używaną jest droga małżeństwa, stąd jest ona najbardziej zapełniona. Pozostałe są rzadziej używane, mogą być węższe i bardziej strome.

Najpewniejszym sposobem osiągnięcia celu ludzkiego istnienia jest wypełnianie woli Bożej (układanie sobie życia według wskazań Boga). Jeśli Ty, Aniu, rozpoznałaś tę wolę (swoje powołanie) na drodze powołania małżeńskiego, to podejmując ją – Bogu się podobasz (prócz bardziej uprzedniej miłości Boga, którą darzy każde stworzenie). To istota spełnienia swego powołania.

Myślę, że nigdy nie przyszłoby Ci do głowy zrównywanie siebie z Bogiem (w sensie: kochać Ciebie i Boga, to jest to samo). Również Twój przyszły mąż ma na pewno świadomość, że nie jesteś Bogiem, choć może przyrównać Cię do aniołów („mój aniołku”) czy nawet wyżej („moje bóstwo”). To wcale nie będzie oznaczać bałwochwalstwa.

Natomiast w życiu konsekrowanym tym Oblubieńcem (Mężem, Żoną) jest sam Bóg. W związku miłości drugą stroną jest sam Stwórca. W takim sensie Twoi znajomi (w zakonie czy seminarium) mogą powtórzyć za Pismem św.: „...Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie. [...] Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi.” (1 Kor 7,32-34)

Jezus jednocześnie podkreśla: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili...” (zob. J 15,16). „Rozdawcą” powołań jest więc Bóg, nie człowiek. Stąd porównując rozmaite powołania, dostrzegamy między nimi różnice. Nie jest to jednak powód do pychy czy wzajemnej niechęci, ile raczej zachęta do jak najlepszego rozpoznawania woli Bożej względem siebie i wypełniania jej na drodze powołania, które rozpoznaliśmy jako swoje.

Bądź więc, Aniu, szczęśliwą żoną szczęśliwego męża i szczęśliwą matką szczęśliwych dzieci, abyśmy mogli spotkać się z Bogiem we wspólnocie Świętych oraz Twoich znajomych sióstr i kapłanów.

o. Rufus, franciszkanin

 

Najpierw trzeba jasno powiedzieć, że małżeństwo jest zgodne z zamiarem Pana Boga. Na samym wstępie słowa skierowanego do człowieka, na początku Księgi Stworzenia, Bóg mówi: „Niedobrze, by człowiek był sam.” (Rdz 2,18) i: „Dlatego opuszcza mężczyzna ojca swego i matkę i łączy się z żoną, tak, że oboje stają się jednym ciałem.” (Rdz 2,24 – Biblia Poznańska). Do tej pierwszej pary mówi: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się...” (Rdz 1,28). Co więcej odkąd Pan Bóg stworzył człowieka, pierwszą parę ludzką, przestał sam stwarzać świat. Dalsze istnienia ludzkie chce powoływać we współpracy z dwojgiem kochających się i oddanych sobie wzajemnie ludzi: mężczyzny i kobiety. A Syn Boży, nasz Pan, Jezus Chrystus, zjawił się na ziemi nie w klasztorze, ani w żadnej wspólnocie celibatariuszy, ale wśród dwojga kochających się i związanych miłością małżeńską serc: Józefa i Maryi. Te dwa fakty – z początku Starego i początku Nowego Testamentu – w sposób absolutny dowartościowują instytucję małżeństwa, wykazują, że jest ono z woli Stwórcy.

Jeszcze jeden fakt: Kiedy mężczyzna czy kobieta odkrywają swoje powołanie i podejmują życie w świętym celibacie, składają jedynie śluby zakonne i nie otrzymują na tę drogę żadnego specjalnego sakramentu. Natomiast dla dwojga ludzi, mężczyzny i kobiety, chcących złączyć drogi swego życia w świętym małżeństwie, Pan Jezus ustanowił specjalny sakrament, Sakrament Małżeństwa. Zauważmy, że ustanawiając go, Jezus uczynił niebywały wyjątek: w odróżnieniu bowiem od wszystkich pozostałych, Sakrament Małżeństwa nie istnieje dla pojedynczego człowieka! Przyjąć go może jedynie dwoje ludzi jednocześnie, mężczyzna i kobieta, zdecydowanych na siebie „na dobre i na złe”, do końca, „aż do śmierci” (i gotowych na współpracę z Panem Bogiem).

Wreszcie, trzeba przypomnieć naukę Pana Jezusa przekazaną nam przez św. Pawła, w Liście do Efezjan 5,25-32. Według tych słów Apostoła Narodów, w małżeństwie możesz być oblubienicą Chrystusa! Co więcej, w stopniu, w jakim Twoje małżeństwo będzie się układać po Bożemu, bycie oblubienicą Chrystusa będzie się realizowało również poprzez bycie oblubienicą Twojego męża. Mówiąc krótko: miłość małżeńska może być również obrazem miłości Boga. Jest jednak pewne zastrzeżenie, o którym mówi św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian: 7,32-34.38. Z tych słów wynika, że pełne odzwierciedlenie miłości Boga w miłości małżeńskiej jest nie do osiągnięcia. Osoba żyjąca w małżeństwie, matka trójki dorastających dzieci powiedziała mi: „Na głębokim wymiarze to jest nie do pogodzenia: albo się oddala od małżonka w wymiarze fizycznym, albo czuje, że ‘zdradza’ Pana Jezusa.” Stąd konieczny jest ów drugi stan – świętego życia w celibacie.

Dekret Soboru Watykańskiego II-go, „O przystosowanej odnowie życia zakonnego”, mówi: Czystość podjęta dla Królestwa niebieskiego jest znakiem czekających nas dóbr przyszłych. A osoby zakonne, które taką czystość podejmują, „przypominają wszystkim wyznawcom Chrystusa przedziwne zaślubiny ustanowione przez Boga, mające objawić się w pełni w przyszłym świecie, mocą których Kościół ma Chrystusa jako jedynego Oblubieńca”. (por. „Perfectae caritatis” 12). Papież Jan Paweł II formułuje to jeszcze piękniej: „Żyjąc w dziewictwie człowiek trwa także cieleśnie w oczekiwaniu na eschatologiczne zaślubiny Chrystusa z Kościołem, oddając się całkowicie Kościołowi w nadziei, że Chrystus odda się Kościołowi w pełnej prawdzie życia wiecznego. Człowiek bezżenny antycypuje w ten sposób w swym ciele nowy świat ‘przyszłego zmartwychwstania’”. („Familiaris consortio”, 16). Człowiek, żyjąc w świecie, ma przynajmniej dwa podstawowe cele: mądrze „czynić sobie ziemię poddaną”, kontynuując na niej rozwój i przekazywanie życia oraz drugi cel: zatroszczyć się o życie wieczne. O ile ten pierwszy jest powszechnie dość oczywisty, drugi wydaje się dzisiaj coraz bardziej zakryty i niepewny. Dlatego – ze względu na zbawienie człowieka – bardzo potrzebne jest świadectwo osób konsekrowanych, celibatariuszy. Papież Jan Paweł II w adhortacji „O zadaniach rodziny chrześcijańskiej w świecie współczesnym” przypominając tradycyjną naukę Kościoła (zob. „Breviarium fidei” VII 605), dziewictwo i celibat stawia wyżej od małżeństwa: „Czyniąc w specjalny sposób wolnym serce człowieka tak, aby zapalić je bardziej miłością do Boga i do wszystkich ludzi, dziewictwo świadczy o tym, że Królestwo Boże i jego sprawiedliwość są ową cenną perłą upragnioną nad wszelkie, nawet największe wartości, której człowiek winien szukać jako jedynej wartości ostatecznej. Dlatego też Kościół w ciągu swych dziejów zawsze bronił wyższości tego charyzmatu w stosunku do charyzmatu małżeństwa, z uwagi na jego szczególne powiązanie z Królestwem Bożym.” („Familiaris consortio”, 16)

Pan Bóg oczekuje od nas przede wszystkim miłości – tam gdzie jesteśmy. Wobec miłości sprawą drugorzędną jest miejsce – zakon czy małżeństwo. Św. Hieronim, wielki promotor życia w celibacie, powiada: Jeśli celibat jest złotem, a małżeństwo srebrem, to nie jest powiedziane, że bogatszy przed Bogiem jest celibatariusz niż małżonek. Kto ma dużo srebra, jest przecież bogatszy niż ten, kto ma mało złota. Jeszcze raz sięgnę do słów Jana Pawła w „Familiaris consortio” (16): „Małżeństwo i dziewictwo (dla Królestwa Bożego) to dwa sposoby wyrażenia i przeżywania jedynej Tajemnicy Przymierza Boga ze swym ludem. Bez poszanowania małżeństwa nie może także istnieć dziewictwo konsekrowane; jeżeli płciowość ludzka nie jest traktowana jako wielka wartość dana przez Stwórcę, traci sens wyrzeczenie się jej dla Królestwa Niebieskiego.” Cytowana już osoba świecka dodaje: „Życie konsekrowane dla mnie jest ‘życiem wyższym’ od małżeńskiego. Dotyk Boga eliminuje zmysłowość. Najwyższą miłością jest miłość w Nim; ona ratuje małżeństwa bo obniża wartość życia zmysłowego. Idąc dalej, zaczynamy rozumieć, że miłość, której wszyscy tak bardzo pragniemy, jest możliwa tylko dzięki rezygnowaniu z siebie samych, potem z siebie nawzajem.”

Jeszcze słówko o owej „niepokojącej postawie wybrania”. To dobrze, że u nowicjuszy jest taka świadomość, chociaż trochę niepokorna. Aby mieć siłę wyrwać się z życia świeckiego do stanu duchownego czy zakonnego, trzeba trochę „zafunkcjonować na zakochaniu”. Tak jak potrzebne jest zakochanie dziewczyny i chłopaka – aby dostrzegli i zapragnęli siebie. Zewnętrzne zauroczenie potem mija, jak mija zakochanie w dobrym małżeństwie, przemieniając się w dojrzałą miłość – pragnienie dobra dla współmałżonka i rodziny – i w odpowiedzialność za dar współmałżonka i dzieci.

W naturalny sposób człowiek świecki nie zrozumie do końca życia w stanie duchownym, tego „życia jak Pan Jezus”. Ale Boża miłość w człowieku potrafi rozświetlić wszystko. Wystarczy wejrzeć w świadectwo myślenia Jana Pawła nt. małżeństwa, by przekonać się, że Papież, sam żyjąc w celibacie, o życiu w małżeństwie wie ogromnie wiele. I odwrotnie. Jeśli Pan Bóg zechce, małżonkowie mogą wiele lepiej rozumieć życie zakonne niż niejeden celibatariusz. Oczywiście, nie będą mieć takich doświadczeń.

Aniu, mocno cieszę się tym, co czytam w twoim liście: „Bardzo zależy mi na tym, by wypełnić w moim życiu wolę Pana Boga. Długo z moim narzeczonym rozeznawaliśmy swoją drogę...” Ufam, że rozeznaliście ją właściwie, że Wasze małżeństwo będzie stawać się Waszą wspólną drogą do świętości. Zachęcam Was też do poszukania – wymodlenia – wspólnego dla Was dwojga powiernika, spowiednika 1. Mądre towarzyszenie Wam, jako parze małżonków, tego samego przewodnika duchowego może przynieść jeszcze wspanialsze owoce.

Mocno pozdrawiam i błogosławię Wam.

Stanisław Górski OP

 

1 Zobacz: Czy ta porada nie jest zbyt pochopna?