Kościół katolicki zachęca do comiesięcznej spowiedzi (taka spowiedź m.in. ma nas wyczulić nawet na te drobne grzechy).

Osobiście staram się spowiadać co miesiąc. Niestety (a może na szczęście) poprzez szczegółowy rachunek sumienia (poprzedzony modlitwą do Ducha Św.) często dochodzę do wniosku, że nie popełniłem przez ten czas żadnego grzechu. Wtedy myślę sobie czy jestem aż tak dobry (święty?) czy też aż tak obłudny? Z jednej strony czytam, że „jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy” (1J 1,8). Z drugiej strony Katechizm cytuje słowa Św. Jana Chryzostoma: „jest niemożliwe, aby grzeszył człowiek który się modli” (2744; str. 616).

Bardzo proszę o radę co mam robić kiedy przed spowiedzią nic nie mam na sumieniu? Czy wtedy powinienem wyznawać grzechy popełnione już wcześniej? Czy też mam się wyspowiadać dopiero wtedy, kiedy pojawią się grzechy?

Proszę o odpowiedź. Bóg zapłać – Andrzej

 

Drogi Andrzeju! Podaję kilka myśli, w świetle których, jak ufam, odnajdziesz odpowiedź na swoje pytania...

1. Dzięki łasce Bożej można tak żyć, że grzechów się nie popełnia. Jeśli przy grzechu jest potrzebna świadomość czynionego zła oraz zgoda woli, to może ktoś tak kochać Jezusa, że grzechów nie popełnia, najwyżej przytrafiają się mu nieświadome lub niedobrowolne błędy. To tak jak z osobami, które się prawdziwie miłują: jeśli ktoś kogoś naprawdę kocha, to trudno sobie wyobrazić, że świadomie i dobrowolnie uczyni coś złego tej osobie... Niemniej jednak zawsze trzeba pamiętać, że bez silnej więzi z Bogiem jesteśmy bezradni wobec różnych pokus. Nasza moc jest w Bogu, a nie w nas samych. A jeśli ktoś bardzo kocha Boga, to boleje nawet nad drobnymi uchybieniami, które nie są same w sobie grzechem, ale niedoskonałym sposobem postępowania... Może też tak być, że ktoś, kto żyje blisko Boga i przez wiele czasu nie popełnia grzechów, jednak w chwili słabości, ulega jakiejś pokusie. Nigdy nie można być pewnym, że się nie upadnie, bo przecież mamy wolną wolę i narażeni jesteśmy na różne pokusy...

2. W nocy nie widać plam na ubraniu, o zmroku (o świcie) widać tylko te największe, gdy jaśniej, to inne również, a w pełnym słońcu, to nawet najdrobniejsze plamki stają się widoczne... Człowiek święty jest b. blisko Boga i w świetle Jego miłości widzi u siebie nawet najmniejszy brak miłości, małość swojej miłości, w ogóle swoją małość i grzeszność wobec wielkości i świętości Boga. Stąd tak wielu świętych często się spowiadało, chociaż patrząc obiektywnie, nie popełniali świadomych i dobrowolnych grzechów i nie musieli korzystać z tego sakramentu. Poza tym warto pamiętać, iż sakrament pokuty jest spotkaniem z Chrystusem, który nie tylko oczyszcza, ale także uświęca, umacnia. Stąd jest najlepiej, kiedy się regularnie korzysta z tego sakramentu nawet mówiąc, że nie popełniło się żadnego grzechu. Można wówczas (chociaż nie trzeba) w rachunku sumienia zadać sobie pytania typu: Czy mogłem bardziej kochać? Czy mogłem lepiej modlić się? Czy mogłem lepiej odnosić się np. do rodziców? Jestem przekonany, iż po serii takich pytań nie znajdzie się nikogo, kto stwierdzi, iż w niczym lepiej być nie mogło. Nie są to pytania o grzech, ale pytania pokazujące nowe perspektywy i możliwości. Można wówczas też o tym powiedzieć podczas spowiedzi (np. nie popełniłem żadnych grzechów, ale wiem, że mogłem być bardziej cierpliwym szczególnie względem dzieci, sumienniejszym w wypełnianiu swoich obowiązków itd.). Można także szerzej na spowiedzi omówić jedną sprawę, która sama w sobie nie jest grzechem, ale przeszkadza w tym, by bardziej kochać P. Boga np. nieuporządkowane przywiązania, kłopoty ze skupieniem podczas modlitwy... 3. Czasami warto poczytać różne współczesne rachunki sumienia, aby zobaczyć, czy przypadkiem nie ma takich spraw, które są złe same w sobie i mi się przydarzają, ale nie zdaję sobie z tego sprawy. Nie chodzi o „dzielenie włosa na cztery”, ale o sprawdzenie, czy żyję w prawdzie, o uwrażliwienie swojego sumienia, gdyż można poprzez lata tak „wpaść” w pewien schemat przy rachunku sumienia, że z niektórych rzeczy nie będzie się zupełnie zdawało sprawy...

ks. Jacek Hadryś