Szczęść Boże!

Moja starsza siostra od pewnego czasu unikała sakramentu spowiedzi, dokładnie dziś postanowiłyśmy w czasie niedzielnej mszy wyspowiadać się. Siostra nie była zbyt chętna, ale w końcu zgodziła się. Dosyć długi czas spędziła przy konfesjonale, pytana o przyczynę zaczęła opowiadać. Spowiednik wypytywał ją o rożne, nawet intymne rzeczy po czym wręcz podniesionym głosem nazwał ją grzeszną kobietą. Oskarżał ją o to, że ukrywa grzechy, że jest indywidualistką, a tacy nie mają miejsca w Kościele. Siostra przyznała mi się, że dwa lata temu tez prawdopodobnie trafiła na tego księdza – wtedy spowiedź wyglądała podobnie jak ta i od tego czasu unikała kościoła a szczególnie spowiedzi. Nie rozumie postępowania tego księdza, nie chcę tak jak siostra tracić wiary w posłanników Bożych, ale w takiej sytuacji... sama nie wiem. Księża powinni zachęcać ludzi, utwierdzać w wierze.

Sylwia

 

Szczęść Boże. Tak ładnie zaczęłaś, więc i ja postaram się ładnie odpowiedzieć.

Od razu muszę Ci powiedzieć, że Twoje pytanie nastręcza mnóstwo problemów. Mamy rozmawiać o spowiedzi kogoś trzeciego (w tym wypadku jest to Twoja starsza siostra). O spowiedzi w ogóle nie powinno się rozmawiać, a tym bardziej jeżeli to nie była moja spowiedź. Powiedzmy sobie jasno – ksiądz ma zawsze „usta zamknięte”. Nie wolno mu poruszać tematu konkretnej spowiedzi. Chciałbym udzielić Ci optymalnie wyczerpującej odpowiedzi, ale również jestem księdzem i czuję się lekko zakłopotany kiedy mam mówić o tym sakramencie .

Inna trudność związana jest z tym, że mamy rozmawiać o spotkaniu, w którym oboje nie braliśmy udziału. Ty znasz jego przebieg z relacji swej siostry, a ja z Twojej. Nie mamy żadnej gwarancji, że tak naprawdę było jak przedstawiła Ci to Twoja siostra.

Nie wiem na ile ta spowiedź była decyzją Twoją, a ile Twojej siostry. Czy czasami nie było tak, że zrobiła to, bo ją zbyt mocna namawiałaś. Spowiedź powinna być dobrowolna, bo tylko wtedy rozpoczyna się proces pojednania z Bogiem i człowiekiem. Spowiedź pod presją skończy się na samym wyznaniu grzechów, ale zabraknie dobrej woli, by szczerze się nawrócić i zmienić swe życie.

Wspominałaś, że ów ksiądz wypytywał nawet o „różne intymne rzeczy”. Mnie się wydaje, że cała spowiedź dotyczy intymnych rzeczy, bo każdy grzech chciałby pozostać w sferze intymności. Spowiedź jest wyznaniem wszystkich grzechów, a nie tylko tych, których się mniej wstydzę. To czasami boli i zawstydza, ale to też jest potrzebne. Kiedy lekarz ratuje ludzkie życie, to pacjent wiele razy odczuwa ból, ale ten ból jest ceną, jaką trzeba zapłacić za powrót do zdrowia. Spowiedź to też takie leczenie duszy – czasami zaboli, ale jest to konieczne, by powrócić do pełni zdrowia moralnego.

Wyczuwam w Tobie oburzenie, że ksiądz w ogóle śmiał zapytać. Spowiedź to rozmowa o konkretach. Nie wystarczy powiedzieć: „ojcze zgrzeszyłam”, bo to nie wiele mówi. Mogę o kimś źle powiedzieć, mogę go pobić, ale mogę go również zabić. We wszystkich trzech przypadkach mamy do czynienia z grzechem, ale przecież nie takim samym.

Pewno jesteś na mnie zła i myślisz sobie „znowu trafiłam na niewłaściwego księdza”, który broni tamtego spowiednika. Ja nie chcę nikogo bronić, ani potępiać, bo nie mam do tego prawa. Chciałem tylko przypomnieć o niektórych aspektach związanych z sakramentem pojednania.

Jeżeli ksiądz nazwał Twoją siostrę „grzeszną kobietą”, to chyba się trochę zagalopował. My mamy prawo oceniać ludzkie postępowanie i ono może być złe, ale nie powinniśmy mówić o drugim człowieku, że jest zły.

Ksiądz jest tylko człowiekiem i czasami też może być zmęczony i mniej cierpliwy. Może się wtedy zdarzyć, że w jego słowach nie będzie czuło się miłości miłosiernej. Jeżeli chcemy, by księża byli wyrozumiali dla nas, to i my czasami powinniśmy mieć dla nich wyrozumiałość.

ks. Zbigniew Budyn TChr.

 

Witaj Sylwio.

Bardzo smutna jest Twoja opowieść. Sytuacja, którą opisujesz nie jest odosobniona. Na wytłumaczenie księdza powiem tylko tyle, że też jest człowiekiem i ostygł być może w miłości podczas tego sakramentu.

Jednak spójrzmy na opisaną sprawę od strony Twojej i Twojej siostry. Mam wrażenie, że trochę wymusiłaś na niej tę spowiedź. Ona, jak wynika z listu, przystąpiła do sakramentu na Twoją prośbę, uległa Ci. Wnioskuję, ze nie miała większego przekonania do tego wszystkiego. Chyba wcześniej nie rozmawiałyście o tym, dlaczego tak długo nie chodziła do spowiedzi, być może ona nie chciała Ci powiedzieć prawdy. Dlaczego? No cóż, siostry mają swoje sprawy, Ty na pewno teraz potrafisz się domyślić. Gdybyś wiedziała o przyczynach takiego jej postępowania, to może wszystko potoczyłoby się inaczej.

Bez względu na stan Twojej wiedzy, siostra powinna dobrze się przygotować, zrobić dobry rachunek sumienia, żałować za grzechy, przemodlić sprawę. Uważam, że Ty również powinnaś podjąć nawet jakieś wyrzeczenie w jej intencji. Gdyby była dobrze przygotowana, to i ta spowiedź, która się już odbyła, na pewno miałaby inny przebieg. Być może ksiądz wyczuł jej nieprzygotownie lub brak przekonania.

Sądzę, że można było też poszukać jakiegoś księdza i porozmawiać z nim wcześniej, powiedzieć jak przedstawia się sprawa, wówczas on wiedząc, że siostra mam kłopoty z sakramentem pojednania, miałaby inne, łagodniejsze nastawienie.

Zachęcam Cię do rozmowy z siostrą, opowiedz jej o istocie spowiedzi, o Jezusie, który czeka na każdego, zastanowicie się czy ona chce się spowiadać, czego się boi. Gdy uświadomimy sobie lęki, nazwiemy je oraz wypowiemy, to wtedy są one mniejsze, łatwiej się z nimi zmierzyć. Módlcie się razem, sama otocz ją modlitwą. Sądzę, iż przy tej okazji coś pięknego zrodzi się między Wami. Jeśli chce ona poczekać, to nie nakłaniaj jej na siłę, oddaj to Jezusowi, On znajdzie drogę. Pozdrawiam Ciebie i Twoją siostrę, będę się modlić za Was.

Ewa Rozkrut

 

Na początek dwa świadectwa. Aby było bardziej mocniej ku nadziei – że można sobie z takim problemem poradzić. Pierwsze – osoby bardzo wrażliwej i też boleśnie dotkniętej podczas spowiedzi: „Niestety, czasem trafia się taki spowiednik, który potrafi narobić wiele szkody i spowodować dużo niepotrzebnych złych myśli. Ja też mam z tym problem (...) Po takiej spowiedzi boimy się już następnej i czasem zdarza się, że popadamy w jeszcze większy grzech. To jest właśnie powód, dla którego powinniśmy spróbować pójść do spowiedzi jeszcze raz, nawet z tymi samymi grzechami, aby ich nie pogłębiać a oddać Panu Bogu; a księdzu powinniśmy postarać się przebaczyć jego słabość i nieroztropność w takim postępowaniu. Spowiedź powinna nas oczyszczać, dlatego nie możemy się bać powiedzieć nawet najgorszych rzeczy, których dopuściliśmy się. Bóg nas kocha i, wierzę głęboko, chce nam przebaczać. Daje nam wolną wolę w działaniu, stąd nasze pokręcone drogi, ale On chce, abyśmy zawsze szukali tych właściwych. Potraktujmy spotkanie z takim księdzem jako wezwanie do tego, aby się za niego modlić, skoro nie potrafi przyjąć naszych grzechów, które poprzez niego pragniemy oddać Panu Bogu.”

Druga relacja, to podpowiedź od osoby, która dzisiaj aktywnie uczestniczy we wspólnocie Kościoła: „Mnie też kiedyś to spotkało, i moją koleżankę również. Może nawet było nieco ostrzej. Osobiście radziłabym sprawdzać, który kapłan ma dyżur w konfesjonale. W myśl II Soboru Watykańskiego, penitent ma prawo wyboru spowiednika i należy z tego korzystać. A wiarę trzeba mieć w Boga, a nie w kapłanów, którzy też mają swoje, bardzo różne uwarunkowania. I z tą wiarą podchodzić do spowiedzi, która jest przed Bogiem, choć w sposób widoczny i przy księdzu, i przez niego Bóg daje rozgrzeszenie. Są różni kapłani, trzeba szukać mądrego. Ale nawet w tak ostrej reakcji kapłana można znaleźć pouczenie dla siebie, jeśli jest intencja szukania Boga.”

Podpisuję się pod powyższym i cieszę się, że to Pani mogę odpowiedzieć, a nie wprost Pani siostrze. Ufam, że to co sobie jeszcze powiemy, Pani spróbuje jakoś przeredagować, wypełnić siostrzanym ciepłem i z dobrocią siostrze przekazać.

Przy wszystkich zranieniach i upokorzeniach, których Pani siostra mogła doznać podczas sakramentalnego spotkania z księdzem, trzeba jednak pamiętać, że przytoczona relacja jest jednostronna. Starożytna zasada mówi, by przed wydaniem osądu należy: „audiatur et altera pars” – wysłuchać i drugiej strony. Ponieważ relacji drugiej strony, spowiednika, na tej ziemi nie poznamy, wynika stąd obiektywna trudność w wypowiedzeniu oceny opisanego zdarzenia i wyciąganiu z tego wniosków. Roztropniej będzie w ogóle odstąpić od jakiejkolwiek oceny a przypomnieć prawdy trochę zapomniane, a wypływające z Ewangelii i dotyczące naszego przystępowania do spowiedzi świętej.

Oczywiście, na pewno spowiadający powinien spokojnie wysłuchać penitenta. Powinien swoją posługą przybliżyć Boże miłosierdzie, powinien okazać wyrozumienie, delikatność. Nie powinien oskarżać, powinien z miłością ukazać, powinien zachęcić, powinien dodać odwagi, siły do wytrwania, etc., etc... To wszystko prawda. Ale gdybyśmy dalej chcieli iść tym tokiem myślenia, to należałoby też powiedzieć: Ludzie będący już ileś lat chrześcijanami nie powinni tak wiele grzeszyć, a jeśli już grzeszą, to powinni częściej się spowiadać, jeśli się spowiadają, to powinni w pokorze przyjąć naukę, pokutę, powinni się poprawić, powinni etc., etc... Tak być powinno. Tylko, że w świecie zbudowanym ze ścian „tak być powinno” życie jest bardzo smutne. Taki świat wciąż nas zawodzi, wciąż powoduje złe samopoczucie, narzekanie, niezadowolenie, prowokuje pretensje, wyzwala agresję. Bo taki świat w rzeczywistości nie istnieje! A skoro nie istnieje, nie ma w nim także Boga! Pan Bóg jest w tym, co jest, nawet jeśli to co jest, jest bardzo niedoskonałe.

Wejrzyjmy w najpiękniejszą przypowieść Ewangelii – o powracającym synu marnotrawnym (Łk 15,11-24). Postawa owego młodszego syna, to jest wzór naszego przystępowania do miłosiernego Ojca w Sakramencie Pojednania. Warto w tej postawie dostrzec kilka momentów istotnych i w naszym powracaniu do Ojca. Po pierwsze: początkiem jego powrotu, motywem inicjującym jest pragnienie dobra – pojawiające się w doświadczanej biedzie wspomnienie dobroci Ojca: „Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba...” Potem jest mocna decyzja: „Zabiorę się i pójdę..., i powiem: zgrzeszyłem, zhańbiłem Twoje nazwisko..., nie jestem godzien nawet nazywać się Twoim synem, uczyń mnie chociażby sługą, najemnikiem – ale w Twoim domu.” Zauważmy co dalej się dzieje: miłosierny Ojciec, w swojej uprzedzającej dobroci, odzyskanemu synowi nie pozwala nawet dokończyć przygotowanego wcześniej wyznania! Nie było trzeba, bo cała postawa syna jest wyznaniem – przyznaniem się do winy i niemą prośbą o przebaczenie!

Postawa powracającego syna jest też wejściem w perspektywę tego, co ma stać się po jego przyznaniu się do grzechu. Jest wielkim pragnieniem otrzymania utraconego i rozpoznanego dobra – wołaniem o przyjęcie przez Ojca, którego niegdyś odrzucił. W takiej perspektywie naprawdę mało liczy się ewentualnie doznane upokorzenie, wstyd i nie liczy się już grzech. Grzech był, ale przeminął – odzyskany syn marnotrawny mówi o nim w czasie przeszłym: „Ojcze, zgrzeszyłem”. Jego wyznanie-spowiedź dokonuje się w kontekście powrotu do domu Ojca, w kontekście nawrócenia. Bo naprawdę ważne jest pragnienie nawrócenia, powrotu do Ojca. Ten powrót – pojednanie z Ojcem – jest celem spowiedzi.

W praktyce jakże często zdarza się odwrotnie: ludzie przychodzą do konfesjonału i wiedzą jedynie, że mają się wyspowiadać. Przychodzą bez wcześniejszego przygotowania i pragnienia, licząc jedynie, że „jakoś to będzie”. Spowiednik zaś, aby znaleźć podstawę do rozgrzeszenia, musi rozpoznać w penitencie dyspozycję do nawrócenia: to, że on rozpoznaje i uznaje jako zło swój grzech, że pragnie i starać się będzie od tego zła odejść. A jeśli nie było wcześniej rachunku sumienia – spojrzenia w Bożym świetle na zło w sobie – to ogromnie trudno uznać swój grzech. Wówczas jedynie wielka delikatność spowiednika, jego osobista świętość – także modlitwy innych! – mogą sprawić, że u penitenta dojdzie do uznania swego grzechu. Bo spowiadającego się trzeba jakoś doprowadzić do zobaczenia i uznania swojego grzechu, aby móc udzielić mu rozgrzeszenia – błogosławieństwa na drogę dobra.

Szukanie drogi ku dobru jest też tutaj bardzo ważne. Unikanie zła, grzechu jest przecież tylko jednym ze sposobów czynienia dobra, bodajże najmniejszym. A zaproszeni i wezwani jesteśmy do czynienia dobra wprost – przez rozeznanie i podjęcie go. Na sądzie ostatecznym nie będziemy przecież pytani o grzechy i zło, ale o dobro – o to czy je czyniliśmy (zob. Mt 25,31-46). A potępienie wieczne będzie sprawą pustych rąk człowieka – za brak dobra. Do potępionych powie Chrystus Pan: „Czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych...” Podobnie do leniwego sługi (zob. Mt 25,24-30).

Osobiście, jeśli to tylko możliwe, mocno nie polecam przystępować do Sakramentu spowiedzi świętej w niedzielę. Przynajmniej dla kapłanów w Polsce, jest to naprawdę solidny dzień pracy i spowiedź z konieczności może zdarzyć się w pośpiechu. Po drugie, ponieważ w niedziele najczęściej spowiada się w Polsce równolegle ze sprawowaną Mszą świętą, wydaje się, że spowiadający się w niedziele, zazwyczaj chcą załatwić dwie sprawy jednocześnie: wyspowiadać się i ”zaliczyć” obowiązkową wtedy, Mszę świętą. Przypomina to kogoś, kto chciałby zrobić gruntowne sprzątanie w domu i jednocześnie, w tym samym czasie, uczestniczyć w uroczystym przyjęciu! W wielu parafiach i kościołach w Polsce jest przecież praktyka spowiadania w pierwsze piątki miesiąca, przed ważnymi świętami, są nawet organizowane specjalne nabożeństwa pokutne, z udziałem wielu spowiadających, ze wspólną modlitwą i adoracją Najświętszego Sakramentu. W klasztorach prowadzących otwarte duszpasterstwo, zwłaszcza duszpasterstwo akademickie, można poprosić, czy umówić się na spowiedź świętą lub rozmowę poza konfesjonałem.

Boże lekarstwo, jakim jest każdy sakrament, nie może zadziałać bez modlitwy. Pan Jezus, kiedy precyzyjnie zdiagnozował sytuację podobną do opisanej w pytaniu, mówiąc: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało”, powiedział też: „Proście więc Pana (Boga), by posłał robotników na żniwo swoje” (Łk 10,2). Myślę, że ta zachęta Pana Jezusa szczególnie mocno dotyczy wszystkich, którzy pragną znaleźć właściwego spowiednika. Sam doświadczam jak ogromnie ważna jest modlitwa nie tylko o spowiednika, ale i za spowiednika. Ona warunkuje owocność kapłańskiego posługiwania w konfesjonale.

Dla pogłębienia tematu, chcę Panią zachęcić do kilku niewielkich lektur, autorstwa moich starszych współbraci w Zakonie św. Dominika: „Lęk przed spowiedzią” – w: Jacek Salij OP: „Praca nad wiarą” (Wydawnictwo „W drodze”, Poznań 1999, ss. 58-62) i trzy inne odpowiedzi tegoż autora z jego książki „Pytania nieobojętne” (Wydawnictwo „W drodze”, Poznań – było kilka jej wydań): „Wyznać Bogu swoje grzechy”, „Rozgrzeszenie Boże i rozgrzeszenie bezbożne” oraz „Czy spowiednikowi wolno dopytywać się o liczbę grzechów?”. Warto także wejrzeć w wielokrotnie wydawaną książeczkę o. Tomasza Pawłowskiego OP: „Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i Mszą świętą” (też Wydawnictwo „W drodze”).

Życzę owocnej lektury i umiejętnej rozmowy z siostrą! Będę modlił się, by Pani siostra znalazła potrzebnego i właściwego spowiednika.

Z Panem Bogiem.

Stanisław Górski OP