Zastanawia mnie to, że ludzie uciekają od Kościoła katolickiego często przez księży. Zawsze broniłam ich, tłumacząc, że to tylko ludzie, ale czy słusznie, czy ksiądz nie powinien stanowić podpory naszej wiary, czy ksiądz nie powinien być uosobieniem dobra i cnót? Miłości... Niestety w mojej parafii proboszcz jest zakochany w sobie, wyzwał mnie bo zapomniałam się (żułam gumę) powiedział „głupia babo, następnym razem nie wpuszczę cię do kościoła” Miał rację? miał, na pewno, ale wybuchł na mnie z taką agresja jakiej jeszcze nie widziałam.

Więc modlić się i modlić, ale ilu ludzi jeszcze musi odejść z kościoła, aby zrozumieli pojęcie miłości??? Co innego można zrobić?

Pozdrawiam – nadal wierząca i praktykująca Gośka

 

Oczywiście, że lepiej byłoby wtedy, gdyby było lepiej, to znaczy gdyby księża nie wydzierali się na ludzi, a ludzie rzadziej ich do tego prowokowali.

Mówiąc poważniej: dyskusja nad chamstwem polskiego kleru to „neverending story” budząca wiele emocji i wciąż nie znajdująca żadnej sensownej konkluzji. Już dawno temu ś.p. ks. Józef Tischner pisał, że nie spotkał w swoim życiu człowieka, którego od wiary odstręczyłaby ateistyczna filozofia marksistowska, za to spotkał dziesiątki osób, które od Kościoła odeszły na skutek chamstwa jakiegoś proboszcza.

Jest to swoiste „misterium iniquitatis” Kościoła w Polsce. Mimo postępów laicyzacji nasz katolicyzm jest wciąż masowy – w pozytywnym i negatywnym sensie tego słowa. Masowo uczestniczymy w nabożeństwach, sakramentach, pielgrzymkach. W tym wszystkim też zachowujemy się masowo, a więc nie najciekawiej. „Masowy” polski ksiądz musi być z reguły nie tylko przewodniczącym liturgii, szafarzem sakramentów, czy przewodnikiem pielgrzymki, ale zarazem policjantem, wychowawcą, administratorem itd. Spełniając wszystkie te funkcje naraz bardzo łatwo myli role, nawet jeśli kiedyś tam w seminarium przeszedł jakąś kindersztubę.

Druga strona medalu to fakt, że księżmi nie zostają aniołowie z nieba, tylko ludzie, jak wszyscy, wraz z ich „średnią krajową”, czy też „masową”: kulturą, religijnością, moralnością, agresywnością. Nawet jeśli i tak są nieco lepsi od owej „średniej krajowej”, to w ostatecznej rozgrywce słabo to wypada. Zupełnie jak narodowa reprezentacja Pigmejów w koszykówce. Słyszałem kiedyś o pewnym proboszczu, którego wierni tak znienawidzili za jego chamstwo, że wywieźli go z parafii na taczkach. Pleban wykrzykiwał wówczas przed tłumem: „Tak, ale to wyście mnie tego chamstwa nauczyli!”. Podejrzewam, że poniekąd obie strony miały rację.

Jasne, że taka „socjologia chamstwa” niczego do końca nie tłumaczy. Ksiądz zanim wcieli się w rolę administratora czy przewodnika, a nawet szafarza sakramentów, jest po pierwsze głosicielem Ewangelii i jej świadkiem. To, że spora część (jeśli nie większość) jego wiernych umie tylko zgłaszać pretensje i plotkować, nie zwalnia go z tego nadrzędnego obowiązku. Myślę, że w skrajnych przypadkach nie tylko modlitwa, ale i upomnienie w cztery oczy, albo wręcz „doniesienie Kościołowi” pozwoliłoby opamiętać się wielu nadgorliwym duchownym.

Tadeusz Cieślak SJ

 

Ciekawe, że jak gdyby nie zauważamy ogromu chamstwa dotykającego nas w życiu codziennym, ba – nawet w parlamencie – a podobna postawa wśród sług Kościoła razi i rani nas mocno. Ale to bardzo dobrze. Bo wymagania i oczekiwania wobec kapłanów oznaczają, że poszukiwania wiernych idą w dobrym kierunku – ku ludziom, którzy z powołania i wyboru są przy Źródle. Takie oczekiwania mówią, że istnieje w ludziach świadomość świętości Kościoła! To jest naprawdę ważne – i budzi nadzieję.

Natomiast opublikowana powyżej odpowiedź nadziei nie budzi. Poruszając się wyłącznie w płaszczyźnie socjologii i grzeszności sług Kościoła, stanowi jedynie przedłużenie pytania, nie wskazując nowego poziomu spojrzenia na problem. Cały czas jest to tylko „jedna strona medalu”. Chrystus nie wezwał nas do biadolenia, ale do zawierzenia Jemu i do nieustannego szukania nowych ścieżek. Dlatego warto podejść do tego z wiarą i najpierw przypomnieć obietnicę Założyciela Kościoła, daną Piotrowi: „a bramy piekielne go (Kościoła) nie przemogą” (Mt 16,18). Oczywiście, owe bramy piekielne do końca świata będą usiłowały Kościół zniszczyć – czego też jesteśmy świadkami – ale go nie przemogą.

Zdaniem dominikanina, o. Jacka Salija, „prawdopodobnie nigdy w historii Kościoła procent niegodnych pasterzy nie osiągnął takiej skali, jak w czasach samego Pana Jezusa. Zdrajca Judasz był jednym z dwunastu. Prawdopodobnie nigdy już potem nie było w Kościele aż tak źle, żeby aż co dwunasty kapłan był pasterzem niegodnym” (homilia wygłoszona w kościele świętego Krzyża w Warszawie, 28.04.2002). Chamstwo, o którym mówi się w odpowiedzi, nie dotyczy niegodziwości lecz jedynie grzeszności pasterzy. A grzeszność była w Kościele od początku. Piotr Apostoł, pierwszy papież, po swojej prymicyjnej Mszy świętej – sprawowanej w wieczerniku razem z Panem Jezusem – trzykrotnie dopuścił się grzechu ciężkiego. Najcięższego grzechu – zaparcia się wiary. Co więcej, w chwili śmierci Jezusa na krzyżu, nikt z Apostołów nie zachował się tak, jak należało. Piotr zaparł się Chrystusa, pozostali Apostołowie zwątpili, a najmłodszy, Jan, chociaż z Matką Pana stał pod Krzyżem, jednak bez wiary – do czego sam się przyznaje (zob. J 20,8).

Grzech jednak dla Pana Jezusa i Jego Kościoła nie stanowi problemu. Bóg kocha grzesznika a Jezus właśnie po to przyszedł, aby wskazać i dać ludziom lekarstwo na grzech. Najpiękniejsza przypowieść Ewangelii – o nawracającym się synu marnotrawnym – mówi właśnie o sposobie poradzenia sobie z grzechem. To nie starszy syn z tej przypowieści, zewnętrznie poprawny i bez grzechu, stanowi wzór, ale ten, który mocno doświadczył grzechu, ale zarazem rozpoznał drogę wyjścia ze zła, drogę powrotu do Ojca. A wracając, doświadczył również miłości. Tymczasem starszy syn na miłość Ojca pozostaje zamknięty.

Znakomity teolog, ksiądz Edward Staniek, naucza w ten sposób: „W świadomości wielu chrześcijan istnieje bardzo mocno akcentowana potrzeba unikania grzechu, przy zupełnie niedowartościowanej potrzebie przebaczenia. Wygląda na to, że szereg wychowawców, zarówno rodziców jak i katechetów, ustawia życie tak, jakby przebywali w raju jeszcze przed grzechem pierwszych rodziców i w punkcie centralnym stawiają zakaz spożywania owoców z drzewa wiadomości dobra i zła. Ich zdaniem ideał życia polega na zachowaniu, bez najmniejszego zarzutu, wszystkich wymagań postawionych przez Boże prawo. (...) Istota dramatu polega na tym, że ustawienie w punkcie centralnym ‘bezgrzeszności’ jako ideału każdego dnia jest najprostszą drogą prowadzącą do ubóstwienia samej doskonałości. To zaś z kolei ma dwa tragiczne skutki. Pierwszy polega na tym, że człowiek zamiast zajmować się Bogiem i Jego królestwem, zajmuje się sobą. Mamy więc do czynienia z poważnym niebezpieczeństwem bałwochwalstwa. Drugi skutek to ustawiczne zestawianie swojej doskonałości z niedoskonałością innych, co jest równoznaczne z przekreśleniem miłości.” (homilia na 24 niedzielę zwykłą, rok C).

Pięknie i proroczo napisał o Kościele ksiądz Karol Wojtyła, już w 1949 roku, po obserwacji ówczesnych katolików w Belgii, Holandii i Francji: „Katolicyzm nigdy nie może się pojawiać jako całkowita ruina, jako bezwzględne rozdarcie. Zawsze skądś ukaże się dodatni odpowiednik procesów rozkładowych. Jest to w ostatecznej analizie tajemnica życia mistycznego organizmu, życia udzielanego i kierowanego nadprzyrodzonym wpływem Ducha Świętego.” („Katolicyzm uporu”, „Tygodnik Powszechny” nr 20, z 19.05.2002). Nie tylko Karol Wojtyła, ale każdy z nas, katolików, poprzez Chrzest święty uczestniczy w prorockiej misji Chrystusa. Dlatego każdy chrześcijanin jest również zaproszony i wezwany do twórczego patrzenia na Kościół i świat. Całe nauczanie Chrystusa mówi o tym, że nie grzech jest straszny, ale niewiara w jego odpuszczenie i niechęć przebaczenia grzechu.

Nie sądzę, aby z powodu zachowań kapłanów ludzie tracili wiarę. Przy spotkaniu z księdzem, w którym mocno widoczny jest grzech, może obnażyć się brak wiary, albo okazać, że była tylko wiara w autorytety ludzkie... Prawdziwą wiarę w Boga nie tak łatwo jest utracić. Dowodzi tego również zaakcentowana postawa Autorki pytania.

Autorce gratuluję takiej postawy. Życzę – i proszę o to Pana Jezusa – abyś mocno potrafiła czerpać ze Źródła, którym On sam jest i dzielić się tym dobrem z innymi.

Stanisław Górski OP