Jak ma się „Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie” do tego co się praktykuje na co dzień w naszym Kościele?

 

Nie wiem dokładnie co ma na myśli pytający. Czyżby wprowadzono opłaty za wstęp do kościoła? A może przystępowanie do spowiedzi jest obłożone podatkiem? Czy kazania głoszone są tylko dla tych, którzy wykupili abonament, a Eucharystii udziela się wyłącznie za zaliczeniem pocztowym?

Żarty na bok! Zdaje się, że rozumiem o co chodzi. Z tym, że zadając tak ogólne pytanie, a właściwie formułując tak całościowe oskarżenie trzeba uważać, by nie wystawić się na zarzut bycia arogantem-ignorantem. Stereotyp księdza dusigrosza jest oczywiście oparty o jakiś rodzaj potocznego doświadczenia. Temu nikt nie zaprzeczy, bo praktycznie każdy zna jakąś parafię, gdzie większość kazań i ogłoszeń parafialnych jest skupiona wokół kolejnych zbiórek, składek itp., gdzie bez tysiąca złotych właściwie trudno z proboszczem dogadać się na temat ślubu czy pogrzebu. Z tym, że takie przypadki – nawet jeśli częste – nie dają się moim zdaniem ująć w kategorię „tego co się praktykuje na co dzień w naszym kościele”. Na ogół jest tak, że w sąsiedztwie proboszcza-biznesmena działa jakiś rozsądny duszpasterz, któremu ręce nie pocą się na widok pieniędzy. Może wystarczy trochę się rozejrzeć zamiast poprzestawać na stereotypach...?

Osobna kwestia to samo ewangeliczne sformułowanie „darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”. Z kontekstu Jezusowych słów wynika, że dotyczy ono pewnego charyzmatu, który Chrystus przekazuje uczniom wysyłanym dla głoszenia Dobrej Nowiny. Słowa te są do dziś wyznacznikiem, kiedy Ewangelia działa najskuteczniej: wtedy gdy ewangelizator wzoruje się na samym Panu Bogu, który człowieka stworzył i odkupił właśnie za darmo. Otóż wezwanie do darmowego dawania tego, co darmo się otrzymało dotyczy każdego chrześcijanina, nie tylko księdza. I w tym sensie można się zgodzić z uogólniającym lamentem nad tym, „co się praktykuje na co dzień w naszym kościele”. Bo jako chrześcijanie jesteśmy chciwi, przekupni, leniwi itd., to prawda. W tym sensie księża są nieodrodnymi synami społeczeństwa, w którym wyrośli (właśnie społeczeństwa, a nie Kościoła!). Czynienie jednak ze słów Jezusa obucha dla wewnątrzkościelno-rewolucyjnych potrzeb pachnie cokolwiek nieciekawie. Więcej w tym tęsknoty za socjalistyczną darmochą niż ewangeliczności: „darmo otrzymali, darmo bierzcie” (por. leninowskie: „grab zagrabione!”).

Gdy gorszą nas więc różne kościelne przekręty, może warto sięgnąć do Pisma Świętego, gdzie św. Paweł z filozoficznym spokojem pisze: „Ale cóż to znaczy? Jedynie to, że czy to obłudnie, czy naprawdę, na wszelki sposób głosi się Chrystusa. A z tego ja się cieszę i będę się cieszył” (Flp 1,18)

Tadeusz Cieślak SJ

PS. Świadomie nie podejmuję wątku chrześcijańskiego obowiązku wspierania kościelnych instytucji, ale rozumiem, że pytanie dotyczyło nadużyć, a nie norm.