Witam!

W związku z minionymi świętami Bożego Narodzenia chciałbym zadać pytanie dotyczące okoliczności narodzin Jezusa. Wasza odpowiedź będzie miała dla mojej postawy wobec religii zasadnicze znaczenie. Właśnie od przedstawionego niżej problemu rozpoczęła się erozja mojej wiary, rozpoczęła się i postępuje coraz szybciej.

A oto szczegóły. Wypunktowana historia narodzin Jezusa wg św. Mateusza:

1. Maryja i Józef prawdopodobnie mieszkają przed zaślubinami w Betlejem.

2. Po cudownym poczęciu pojawia się anioł, nakazuje Józefowi przyjąć Dziecię i nadać Mu imię Jezus.

3. Do nowo narodzonego przybywają mędrcy, których prowadzi gwiazda. Ponieważ Maryja i Józef są mieszkańcami Betlejem, wiec mędrcy odwiedzają ich w domu a nie stajence, grocie itp. Zresztą wers 11 z rozdziału 2 jest jednoznaczny „Weszli do domu...”.

4. Polecenie ucieczki do Egiptu (dlaczego Józef uciekł tylko ze swoją rodziną, a nie poinformował innych rodziców w Betlejem o niebezpieczeństwie? Czy to było moralne?).

5. Rzeź dzieci w wieku do 2 lat (czyli mniej więcej tyle czasu upłynęło od narodzin Jezusa. Raczej nie ma chyba wątpliwości, ze Maryja i Józef mieszkali przez te 2 lata w domu, a nie w stajence czy grocie).

6. Powrót z Egiptu do Betlejem (chyba do domu, a nie stajni, groty).

7. Obawa przed poczynaniami syna Heroda i przeprowadzka do Nazaretu.

Teraz teoretycznie ta sama historia wg św. Łukasza:

1. Maryja i Józef mieszkają przed zaślubinami w Nazarecie.

2. Pojawia się anioł, informuje Maryję o woli Boga i nakazuje nadać Dziecięciu imię Jezus.

2. Spis ludności (istnieje kilka kontrowersji, co do daty i okoliczności tego spisu, ale w tej chwili nie jest to dla mnie ważne).

3. Józef i brzemienna Maryja wyruszają w długą (ok. 150 km), zapewne pieszą podróż do Betlejem, aby dać się zapisać. Tu znów pojawia się problem moralności – po co Józef zabiera w taką podroż żonę w zaawansowanej ciąży?

4. Oboje przybywają do Betlejem, nie ma dla nich miejsca w gospodzie, więc Jezus rodzi się w stajence ew. grocie. Brak miejsca w gospodzie jest dość problematyczny. W związku z żydowską tradycją pielgrzymowania do jerozolimskiej świątyni, w Jerozolimie i okolicy (a Betlejem jest ok. 7 km od Jerozolimy) było mnóstwo miejsc noclegowych (patrz Częstochowa). Powinny one być wolne, gdyż spis raczej nie mógł się odbywać w czasie święta wymagającego pielgrzymki do Jerozolimy – wtedy Żydzi musieliby udać się na pielgrzymkę a nie do miejscowości, z której wywodził się ich ród, aby dać się zapisać. Ewentualnie można przyjąć, ze większość Żydów pochodziła z rodu Dawida i stąd w Betlejem taki tłok. Ale Maryja wcale nie musiała rodzic w Betlejem w tak surowych warunkach. Wszak miała w Jerozolimie majętna rodzinę w postaci Elżbiety i Zachariasza, u których zresztą będąc już w ciąży przebywała przez 3 miesiące.

5. Odwiedziny pasterzy (ani słowa o mędrcach i ich królewskich darach).

6. Obrzezanie Jezusa, spotkanie Symeona i Anny.

7. Powrót do Nazaretu. A gdzie rzeź dzieci i ucieczka do Egiptu? Czy rzeź mogła mieć miejsce w czasie spisu? Chyba nie, wszak Herod kazał zabijać dzieci w wieku do lat 2. Ale to oznacza, ze spis dawno się skończył – albo trwał 2 lata, a Józef z rodzina ciągle przebywał w stajence? Nie, przecież Łukasz mówi wprost „A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego (czyli po ok. 40 dniach), wrócili do Galilei, do swego miasta – Nazaret.” Dlaczego tylko Ewangelia Mateusza mówi o rzezi, milczą inne ewangelie i wszystkie dostępne źródła historyczne. A przecież w Betlejem było mnóstwo ludzi (wszak nie było miejsca w gospodzie) i taki krwawy wyczyn odbiłby się szerokim echem w całym kraju i wszedł do żydowskiej tradycji – jednak nic takiego nie nastąpiło.

Mamy więc 2 całkowicie sprzeczne ze sobą historie, których nie sposób połączyć moim zdaniem w jedna w miarę spójną całość (do tego dochodzą 2 całkowicie rożne rodowody). Niestety sprzeczności miedzy tymi opowieściami to nie jedyny problem z narodzinami Jezusa. Oto w ewangelii Jana czytamy:

J 7, 27: Przecież my wiemy, skąd On pochodzi, natomiast, gdy Mesjasz przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd jest.

J 7, 40-42: A wśród słuchających Go tłumów odezwały się głosy: Ten prawdziwie jest prorokiem. Inni mówili: To jest Mesjasz. Ale – mówili drudzy – czyż Mesjasz przyjdzie z Galilei? Czyż Pismo nie mówi, że Mesjasz będzie pochodził z potomstwa Dawidowego i z miasteczka Betlejem?

J 7, 50-52: Odezwał się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem przyszedł do Niego: Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha, i zbada, co czyni? Odpowiedzieli mu: Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei.

Jaki wniosek wypływa z tych fragmentów i z 2 wersji historii narodzin? Oto wszyscy Żydzi znali Jezusa z Nazaretu, a nikt nie znal Jezusa z Betlejem. Z tekstu Jana jednoznacznie wynika, iż jednym z powodów niewiary Żydów w mesjanizm Jezusa było jego niewłaściwe galilejskie pochodzenie. Oczywiście Jan mógł rozproszyć te wątpliwości wykorzystując opowieść Mateusza lub Łukasza lub tworząc własną wersję. Ale Jan tego nie robi! W jego ewangelii nie ma śladu o narodzinach Jezusa w Betlejem. Wręcz przeciwnie, powyższe cytaty świadczą, ze dla Jana Jezus był Mesjaszem mimo galilejskiego pochodzenia. Co ciekawsze duża część katolickich biblistów twierdzi, ze Jan Ewangelista i umiłowany uczeń z jego ewangelii to jedna i ta sama osoba. Załóżmy, ze tak jest. Oto umiłowany uczeń zaopiekował się Maryją, miał więc najwspanialsze na świecie źródło do stworzenia opisu narodzin Jezusa. Dlaczego więc tego nie zrobił? Dlaczego nic nie wie o Betlejem? Dlaczego uważa, ze Jezus pochodził z Galilei?

Żydzi byli niezmiernie przywiązani do proroctwa o narodzeniu Mesjasza z pokolenia Dawida w Betlejem. Ktoś, kto nie spełnia tego warunku, jest uzurpatorem a nie Mesjaszem. Jezus zaistniał na religijnej scenie Izraela po spotkaniu z Janem Chrzcicielem. Wcześniej żył sobie spokojnie w domu cieśli z Nazaretu i nikt nie zwracał na niego uwagi. Fakt ten znalazł odbicie w najstarszej ewangelii św. Marka, gdzie o dzieciństwie Jezusa nie ma ani słowa. Pierwsi chrześcijanie głosząc swoja naukę spotykali się z poganami, dla których pochodzenie Jezusa z rodu Dawida i narodziny w Betlejem były zupełnie obojętne, oraz z Żydami, dla których kwestia ta miała kluczowa wagę. Oczywiście potencjalny fakt pochodzenia z rodu Dawida i narodzin w Betlejem trudno było udowodnić Żydom, pamiętającym Jezusa przychodzącego z Galilei, na podstawie ewangelii św. Marka. Powstała wiec paląca konieczność stworzenia takich opowieści, które jednoznacznie przekonałyby Żydów o mesjanizmie Jezusa w kontekście proroctw Izajasza i Micheasza:

Iz 7, 16: Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel.

Mi 5, 1: A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu, a pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności.

Zadania tego podjęli się Mateusz i Łukasz. Niestety obaj ułożyli opowieści niezależnie od siebie, stąd ich całkowita niezgodność. Prawnik lub historyk mógłby powiedzieć, że choć rzeczywiście ewangeliści różnią się w wielu szczegółach, to jednak najistotniejsze fakty przedstawiają tak samo, a wiec fakty te są prawda poświadczoną przez dwa niezależne źródła. Co to za fakty:

1. Narodziny w Betlejem.

2. Narodziny z dziewicy.

3. Cuda i wizyty aniołów.

4. Czas narodzin przypadł na koniec panowania Heroda Wielkiego.

Ad 1. Obaj znają proroctwo Micheasza i oczekiwania Żydów z tym związane, wiec „z góry” wiedza, ze Jezus w tworzonych przez nich opowieściach musi urodzić się w Betlejem.

Ad 2. Obaj korzystają z greckiej Septuaginty, w której słowo panna zostało przetłumaczone jako parthenos, czyli dziewica. Znów więc z góry o tym wiedzą.

Ad 3. Obaj dzięki wizycie anioła rozwiązują problem różnicy imion. Oto Izajasz zapowiada Mesjasza o imieniu Emmanuel a nie Jezus. Ale na szczęście pojawia się anioł, który zmienia zapowiedź proroka i nakazuje nazwać Dziecię imieniem Jezus

Ad 4. To jedyna informacja, której nie dało się wyczytać w proroctwach i która w związku z tym można potraktować jako rzeczywista wskazówkę historyczna. Ale nietrudno było domyślić się przybliżonej daty urodzin Jezusa wiedząc, że głosząc swa naukę miał trzydzieści parę lat.

Podsumowując, obie opowieści są zgodne tylko w tym, co można przeczytać w ST bądź usłyszeć od świadków pamiętających wygląd Jezusa, sugerujący jego wiek. Nie można więc traktować ich jako dwóch niezależnych źródeł potwierdzających przynajmniej sam fakt narodzin w Betlejem, niezależnie od różnic w opisie całej reszty. No i trzeba pamiętać ciągle o Janie, który nie dowiedział się o istnieniu tych historii, stąd w jego ewangelii tak żywy opis niedowiarstwa Żydów i jego przyczyny. No i o fakcie narodzin w Betlejem nie wie, a przynajmniej nic nie mówi, Maryja, oddana mu w opiekę. Gdzie więc narodził się Jezus? Rozumowanie, które przedstawiłem powyżej, prowadzi do wniosku, że zapewne w Nazarecie lub jego okolicach, na pewno nie w Betlejem. A jeśli obie ewangeliczne opowieści o narodzinach są teologiczną fikcją, to jaką mogę mieć pewność, że tego samego nie można powiedzieć o całej reszcie Biblii?

Liczę na szybką i merytoryczną odpowiedź – Suchy

 

Drogi Bracie Suchy!

Wyobrażam sobie, że twój pseudonim musi wyrażać stan Twojego ducha, Twojej wiary: czujesz się wysuszony na wiórek i czekasz na ożywczy deszcz. Cóż, ożywczy deszcz nie przyjdzie, jeśli nie postarasz się zrozumieć, że wydarzenia opisane w Biblii nie są dokładnym opisem wypadków, jakimś szczegółowo zarejestrowanym ciągiem zdarzeń czy też reportażem, ale są pamięcią jakiegoś szczególnego spotkania z Bogiem, które niesie w sobie zbawczy przekaz: taki mianowicie przekaz, który pozwoli mnie i Tobie lepiej żyć, podjąć właściwą decyzję, otworzyć się na Boży dar, którego w tej chwili jeszcze nie dostrzegamy.

Nie na darmo św. Jan pisze: I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej książce, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię Jego. (J 20, 30-31)

Musisz uświadomić sobie, że jesteśmy częścią cywilizacji europejskiej, która po starożytnej Grecji odziedziczyła pojęcie prawdy jako oczywistości, „zgodności tego co się wydarzyło z myślową reprezentacją tego wydarzenia” według znanej definicji Arystotelesa. Gdy czytamy jakąś historię zwracamy przede wszystkim uwagę na to, jak jedno wydarzenie wynika z innego, czy to jest logiczne, czy to zgadza się z naszym doświadczeniem osobistym.

Tymczasem dla Hebrajczyków prawda („emeth”) wywodzi się od skały i oznacza przede wszystkim rzeczywistość, na której mogę pewnie postawić stopy, na której mogę pewnie budować swoje życie i która nigdy mnie nie zawiedzie. Prowadzi to do zupełnie innych opisów wydarzeń historycznych, niż w kulturze europejskiej: nie chodzi tu o „filmowanie” czy też najwierniejsze rekonstruowanie tego, co się stało, ale na wyborze takich momentów, takich zdarzeń, które mogą stanowić dla odbiorcy zawsze aktualny przekaz, przy czym zdarzenia te nie muszą być wcale poukładane w logicznym przyczynowo-skutkowym ciągu.

Dlatego Biblia trochę przypomina rodzinny album. Zauważ, że w albumie wszystkie zdjęcia są prawdziwe: aparat fotograficzny nie fantazjował, kiedy robił zdjęcia, a błona nie utrwalała rzeczywistości tak, aby dowieść jakąś z góry założoną tezę. Niemniej spróbuj poukładać je w ściśle chronologicznym porządku i udowodnić, że każde zdjęcie z pierwszej strony zostało na pewno zrobione przed jakimkolwiek zdjęciem z drugiej strony! Ależ ja gdy robię na wakacjach zdjęcia, to nie po to, aby udowodnić innym, że gdzieś tam naprawdę byłem i to wszystko widziałem, ale po to, aby utrwalić wspaniałe, wspólnie przeżyte chwile, które pozwalają mi wznieść się ponad dzisiejsze kłopoty, zobaczyć raz jeszcze szczęśliwą rodzinę na tle wspaniałego górskiego czy też morskiego pejzażu, ponownie kontemplować piękno zwiedzanych miast i miasteczek i leczyć w ten sposób moje obecne chandry i melancholie. Podobnie gdy czytam Słowo Boże, wiem, że Bóg, który to wszystko kiedyś uczynił, co tam jest opisane, może to uczynić jeszcze raz – tym razem dla mnie i we mnie. Czy to naprawdę tak się kiedyś odbyło? Potwierdzeniem tego jest nie wnikliwa logiczno-krytyczna analiza tekstu, ale moje własne doświadczenie wiary. Jeśli nie nauczę się tak właśnie czytać Pisma Świętego i nie przejdę do porządku dziennego nad niewiarygodnym niekiedy bałaganem (jest on jednak na swój sposób „logiczny”...) jaki panuje w tym świętym Albumie – niestety czekają mnie dalsze i to coraz cięższe kryzysy wiary.

Zanim odpowiem Ci na wszystkie Twe wątpliwości związane z historią Narodzenia Pańskiego, musisz zdać sobie sprawę z tego, że na razie odkryłeś zaledwie wierzchołek góry lodowej. Jeszcze większe próby czekają Cię przy analizie okoliczności śmierci i zmartwychwstania Jezusa, historii wyjścia z Egiptu, perypetii króla Dawida... Aby pozbyć się wątpliwości jakie miewa Europejczyk czytający tekst wywodzący się z kultury semickiej musiałbyś zainwestować w długoletnie studia, nauczyć się biblijnych języków, przeorać całe połacie etnografii i archeologii – i być może nawet to wszystko jeszcze nie rozwiałoby ich zupełnie. Jest jednak o wiele prostsza metoda: stać się chociaż po trosze Hebrajczykiem i czytać to Słowo jego sposobem. Wtedy dopiero staniesz się człowiekiem wiary, a Twoje wątpliwości rozwieją się szybciej, niż to jesteś sobie w stanie dziś wyobrazić.

A teraz dzielę się z Tobą swą skromną wiedzą w sprawie tekstów, które nie dają ci spokoju. Z góry też przepraszam, że nie czuję się na siłach, aby wyjaśnić absolutnie wszystko, co wymaga wyjaśnienia, bo wtedy chyba musiałbym napisać dla Ciebie osobną książkę! Na pocieszenie wiedz, że podobne problemy nurtują wielu egzegetów, a Twoje wątpliwości są często także i ich wątpliwościami. Niemniej wszyscy oni zdają sobie sprawę, że rozwiązanie bożonarodzeniowej zagadki nie tkwi ani w logice ani w chronologii, ale w tonie radosnej nowiny, która zapowiada Izraelowi przyjście oczekiwanego Mesjasza.

Pierwsza kwestia: czy Józef i Maryja mieszkali najpierw w Nazarecie, czy też w Betlejem.

Łukasz stwierdza tylko, że Maryja (a właściwie Miriam – to imię nosiła też siostra Mojżesza – po aramejsku Mariam) mieszkała w Nazarecie, natomiast ani Łukasz, ani Mateusz nie stwierdzają wyraźnie gdzie przed ślubem mieszkał Józef. Mateusz pisze co prawda, że mędrcy „Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon.” (Mt 2,11a), co sugerowałoby, że dom Świętej Rodziny znajdował się właśnie w Betlejem. Niemniej grecki oryginalny tekst używa tu słowa „domostwo, miejsce aktualnego przebywania” („oikia”), a nie „dom, stałe miejsce pobytu” („oikos”), a to wyklucza jednoznaczną interpretację. Tutaj wszystkie scenariusze są możliwe: może Józef najpierw mieszkał w Betlejem i miał tylko narzeczoną w Nazaret, a może już tam mieszkał, a Betlejem było dla niego tylko siedzibą rodową. Niewątpliwą trudność może sprawić fakt, że Łukasz stwierdza bezapelacyjnie, że w 40 dni po narodzeniu Jezusa:. .. gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta – Nazaret. (Łk 2,39), co sugerowałoby po pierwsze, że obydwoje pochodzili z Nazaretu, a po drugie, że żadna ucieczka do Egiptu nie mogła mieć miejsca. Takie postawienie sprawy świadczyłoby jednak o zupełnym niezrozumieniu kompozycji łukaszowej Ewangelii. Jest w niej bowiem wyeksponowane swoiste przeciwstawienie świątyni jerozolimskiej i domu nazaretańskiego jako dwóch Domów Bożych (powraca ono też w następnej narracji o odnalezieniu dwunastoletniego Jezusa w świątyni): owszem rodzice Jezusa spełniają swój religijny obowiązek, ale nie pozostawiają swojego świętego dziecięcia w świątyni, podobnie jak to uczynili niegdyś rodzice proroka Samuela (por. 1 Sm 1,20-28). Owszem, wracają do Nazaretu, a właściwie „zwracają się ku” jak to mówi tekst oryginalny, tak jakby swoją postawą chcieli zaznaczyć, że to Jezus jest prawdziwą Świątynią Bożą: ich Syn nie może być poddany świątyni jerozolimskiej, ponieważ świątynia ta stanowi tylko zapowiedź i niedoskonały obraz prawdziwego kultu oddawanego Bogu w ciele i osobie Syna Bożego.

To wszystko nie wyklucza jednak epizodu ucieczki na pustynię w stronę Egiptu, który na krótko zaburzył drogę Józefa i Maryi z Jerozolimy do Nazaret: dla Łukasza to nie ma najmniejszego znaczenia, w jego „rodzinnym albumie” nie ma po prostu takiego zdjęcia, bo nie jest mu ono do niczego potrzebne.

Inaczej jest u Mateusza: incydent ucieczki służy mu do wyeksponowania fragmentu z proroka Ozeasza (por. Oz 11,1) jako mesjańskiego proroctwa: Z Egiptu wezwałem syna mojego (Mt 2,15). Gdy wczytamy się w tę historię jeszcze głębiej, okaże się nawiązuje ona do opowiadań o dzieciństwie Mojżesza wziętych zarówno z księgi Wyjścia, jak i z tradycji żydowskiej (np. „Żywot Mojżesza” Filona z Aleksandrii) – tak więc Mateusz wyraźnie sytuuje Jezusa jako Nowego Mojżesza.

Chociaż Mateusz sugeruje, że Józef po powrocie z Egiptu pragnie raczej osiedlić się w Betlejem (przypuszczalnie dlatego, że sądzi, iż mesjańskie dzieciątko powinno się wychowywać w miejscu zapowiedzianym przez proroka Micheasza), to strach przed następcą Heroda i sen natychmiast korygują jego zamiary. A to znowu wszystko, aby spełniło się inne Słowo: „Nazwany będzie Nazarejczykiem” (Mt 2,23). Niestety, u żadnego proroka podobnego stwierdzenia po prostu nie ma! To nas prowadzi do następnej poruszonej przez Ciebie kwestii.

Druga kwestia: Piszesz też, że Łukasz i Mateusz silą się, aby za wszelką cenę udowodnić, że Jezus narodził się w Betlejem zgodnie z mesjańską przepowiednią, a Jan, mimo że wziął Maryję do siebie i mógł się od niej wszystkiego łatwo dowiedzieć, sprawia wrażenie, jakby nie wiedział, gdzie Jezus się narodził (albo był wręcz pewien, że narodził się w Nazarecie). Dopatrujesz w tym kolejnej manipulacji biblijnych autorów, ponieważ rozumujesz „skoro Jan mówi prawdę, to zapewne Mateusz i Łukasz kłamią”. Tymczasem dla Jana nie jest ważne wykazanie, że Jezus urodził się w Betlejem, ale że jest on Wcielonym Słowem, które zstąpiło z nieba od Ojca. W janowej logice wykazanie mesjańskiej godności Jezusa poprzez fakt, że urodził się w Betlejem, a nie w Nazaret byłoby swoistą kapitulacją wobec żądań faryzeuszy i uczonych w Piśmie, wręcz ulegnięciem diabelskiej pokusie („jeśli jesteś Mesjaszem, to nam to udowodnij, ale według naszych, a nie twoich kryteriów!”). A nawet gdyby Jezus był w wyniku takich „dowodów” został uznany za Mesjasza, kazaliby mu być mesjaszem jakiego oni oczekiwali, a nie takim jakiego rzeczywiście Bóg posłał na świat! Jezus nie chce wejść w logikę swoich adwersarzy i nieustannie wykazuje im ich przewrotność.

Tymczasem u Łukasza i Mateusza narodziny w Betlejem są okazją, aby zapowiedzieć, kto w przyszłości uzna Jezusa za Mesjasza, a kto nie uzna. Oto żaden z faryzeuszy ani uczonych w Piśmie do Betlejem się nie fatyguje, chociaż znakomicie zna odpowiednie proroctwo. Natomiast prosty lud (pasterze) i szczerze szukający prawdziwego Boga poganie (perscy magowie) oddają mu należny hołd.

A jeśli chodzi o symbolikę nazw, Nazaret jest równie symboliczne jak Betlejem! Nie wierzysz? Cóż, w tłumaczeniu takich rzeczy się nie widzi, potrzebna jest jako taka znajomość hebrajskiego...

Betlejem (hebr. Beit-lechem) oznacza „dom chleba”. Nazwa ta niewątpliwie zapowiada Mesjasza jako chleb dla swego ludu. Czy zatem Jan, który mówi o Jezusie jako o chlebie, który zstąpił z nieba nie jest bliżej Betlejem niż nam się to pierwszy rzut oka wydaje?

Nazwa Nazaret wywodzi się z czasownika „nazar” o znaczeniu „oddzielić”, niekiedy „przeznaczyć na ofiarę”. Od tego rdzenia pochodzi też ryt indywidualnego ofiarowania się Bogu zwany „nazireatem” i opisany w księdze Liczb (Lb 6). Mateusz bierze słowa „Nazwany będzie Nazarejczykiem” z księgi Sędziów (Sdz 13,5) [nawiasem mówiąc dla Żydów księga ta zalicza się do tzw. Proroków Starszych]; tam odnoszą się one do Samsona, co do którego Anioł Pański wydał dyspozycję, że ma on być przez całe swoje życie nazirejczykiem (w hebrajskim piśmie spółgłoskowym „nazarejczyk” pisze się tak samo jak „nazirejczyk”). Nazirejczyk Samson, który wyzwolił swój lud z ucisku filistyńskiego, jest dla Ewangelisty zapowiedzią Mesjasza-wyzwoliciela osiadłego w Nazaret! Ponadto grecki tekst Ewangelii wyraźnie odróżnia sytuację, gdzie mówi się o pochodzeniu Jezusa „Jezus z Nazaretu” („Iesous apo Nazareth”) od sytuacji, gdzie nazywa się go Jezusem Nazarejczykiem – co można także rozumieć „nazirejczykiem” („Iesous ho nazarenos” u Marka 10,47; 16,6 i „Iesous ho nazoraios” u Łukasza 18,37 i Jana 18,5), a to rozróżnienie w ewangelicznej narracji ma niekiedy głęboki sens.

Nazwa Nazaret może też wskazywać na inny hebrajski rdzeń „netser” czyli „odrośl”. Jest to tytuł mesjański używany przez proroka Izajasza (por. Iz 11,1).

Trzecia kwestia: problemy moralne związane z okolicznościami narodzin Jezusa.

Aby zrozumieć dramatyczne wydarzenia stanowiące tło betlejemskiej nocy należy najpierw zapoznać się ze stosownymi źródłami historycznymi. Józef Flawiusz (historyk żydowski) opisuje ostatnie miesiące panowania króla Heroda Wielkiego jako ciąg horrorów, przy których blednie opisana w mateuszowej Ewangelii „rzeź niewiniątek”. Władca ten pod koniec życia cierpiał na swoistą obsesję: podobnie jak pierwszy król Izraela Saul wszędzie wietrzył zamachy na swoje życie i starał się wyeliminować wszystkich możliwych pretendentów do tronu przelewając przy tym morze krwi. Nie wahał się uśmiercić trzech swoich synów (!), a tuż przed śmiercią (4 r. p.n.e.) zamknął na stadionie cała żydowską arystokrację z zamiarem równoczesnego zgładzenia ich wraz ze swym ostatnim tchnieniem, tak aby cały Izrael był zmuszony w tej właśnie chwili do płaczu – nieważne z jakiego powodu! Równocześnie wybuchały w całym jego królestwie liczne bunty i szerzyły się walki, przy czym oczekiwanie na obiecanego Mesjasza dochodziło do paroksyzmu. Jest bardzo prawdopodobne, że Herod, chcąc przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się rewolty, zarządził koncentrację ludności według rodów i klanów. To dawało mu możliwość łatwej zemsty: jeśli tylko pochwycił buntownika z jakiego tam rodu, wiedział gdzie szukać jego krewnych i w odwecie zdziesiątkować ich.

Ponadto warto jest jeszcze wziąć po uwagę następujący fakt: otóż na przełomie 7/6 r p.n.e. nałożyły się na siebie trzy planety (Jowisz, Saturn i Mars) na tle gwiazdozbioru Ryb, utożsamianego w starożytnej astrologii właśnie z Żydami. No i teraz wypadki mogły potoczyć się lawinowo: jakikolwiek mag czy też astrolog mógł to odczytać jako zapowiedź narodzin nowego potężnego króla żydowskiego, Herod mógł to zinterpretować jako narodziny Mesjasza, o tym gdzie powinien narodzić się ów Mesjasz mógł dowiedzieć się od uczonych w Piśmie, a następnie wydać odpowiedni rozkaz zabicia niemowląt w Betlejem bodaj „na wszelki wypadek”. Było to w owych czasach doprawdy rutynowe postępowanie władcy chcącego zabezpieczyć się od wszelkich możliwych pretendentów!

Gdy umierający Herod nie mógł poradzić sobie z sytuacją Rzym natychmiast postanowił interweniować, aby utrzymać porządek w zhołdowanym przez siebie państwie: wkroczył gubernator Syrii Quintilius Varus i dość szybko po śmierci Heroda stłumił bunty. Postanowił także, że każdy żyd przyniesie, na znak poddania Cezarowi, jednego denara z podobizną tegoż Cezara (miało to miejsce już w 3 r. p.n.e.). I tu musimy powołać się na jedno z ostatnich dość sensacyjnych odkryć współczesnej biblistyki: odnaleziono starożytną wersję Ewangelii św. Łukasza, z której wynika, że Józef nie udał się do Betlejem, aby dać się zapisać w pierwszym rzymskim spisie powszechnym (miał on istotnie miejsce w 6 r. p.n.e. gdy gubernatorem Syrii był niejaki Quirinius – niemniej Herod Wielki uzyskał od Rzymian przywilej, zwolnienia od spisów, ponieważ zabraniało je Prawo żydowskie), ale po to by „stawić się przed Cezarem z denarem”! [opisuje to wszystko w wydanej 5 lat temu książce M. Boismard z Jerozolimskiej Szkoły Biblijnej]

No i proszę, teraz mamy wszystkie elementy, z których możemy mozolnie skręcać „puzzle” bożonarodzeniowej opowieści. Jezus rodzi się w momencie, gdy jego lud przeżywał tak dramatyczny i zawikłany moment swoich dziejów, że nie sposób jest po prostu do końca ustalić, jak to wszystko „naprawdę” się wydarzyło. Być może Józef musiał udać się z brzemienną Maryją do Betlejem z powodu zarządzonej koncentracji ludności – gdyby pozostał w Nazarecie groziła im niechybna śmierć! W tym kontekście stwierdzenie, że postąpił nierozsądnie, bo mógł się przecież zatrzymać u Zachariasza brzmi po prostu jak okrutny żart... Nie chcę nawet domyślać się jak dantejskie sceny musiały dziać się w Betlejem w podobnych okolicznościach, ilu było tam przypadkowych uciekinierów szukających schronienia, ile domów zajęli na swoje potrzeby oficerowie i żołnierze Heroda pilnujący stłoczoną populację miasteczka itp. itd.

Być może jednak udał się do Betlejem z powodu zarządzenia rzymskiego gubernatora już po śmierci Heroda – wtedy jednak musielibyśmy założyć, że rzeź betlejemskich niemowląt miała miejsce przed narodzeniem Jezusa, a Józef dowiedziawszy się, co się stało, czym prędzej schronił się do Egiptu.

Mogło też być wreszcie tak, że był on w Betlejem dwukrotnie: raz z powodu koncentracji, raz z powodu rzymskiego ukazu, a pamięć tych dwóch dramatycznych wydarzeń nałożyła się na opowieść o narodzeniu Syna Bożego.

Jedno jest jednak pewne: Ewangeliści nie „plączą się w zeznaniach”, bo chcą w historii narodzin Jezusa pokazać jak zrealizowały się mesjańskie proroctwa, jak zapowiedziane zostały jego życie, męka, śmierć i zmartwychwstanie. Przekazują nam, współczesnym ludziom bojącym się terroryzmu, bezrobocia i manipulacji genetycznych, że Bóg wkraczający w ludzkie dzieje nie boi się ludzkiego odrzucenia, grzechu i zbrodni, a jego chwała objawia się nawet w usianej zwierzęcymi ekskrementami szopie niosąc nam, pośród dotykających nas nieszczęść i doświadczeń, radość, pokój i nadzieję.

Tego wszystkiego życzę Ci też, drogi Bracie, w nadchodzącym roku i na całe życie.

Jacek Święcki