Dzień dobry,

Chciałbym się dowiedzieć, kiedy dla Kościoła przestaje być się jego członkiem? Urodziłem się w katolickiej rodzinie, przyjąłem wszystkie możliwe do tej pory sakramenty, ale od kilku lat wiara moja coraz bardziej kruszeje... Zacząłem od coraz rzadszego przyjmowania sakramentów (po drodze było też bardzo krytyczne nastawienie do kleru), a kończę w chwili obecnej na tym, że w ogóle nie bywam na mszy, a modlę się (dobrze, że przynajmniej autentycznie) bardzo rzadko...

Opuściły mnie wyrzuty sumienia, ale – co ciekawe – stanowczo zaprzeczam, abym był ateistą: uważam się za wierzącego w Boga, życie pozagrobowe, Boże miłosierdzie... Tyle tylko, że język, jakim do mnieprzemawia Kościół, w ogóle do mnie nie przemawia. Zastanawia mnie też, jak to jest możliwe, że żyjąc dotąd „w czystości” stałem się osobą autentycznie smutną i nieszczęśliwą? Próbowałem temu przeciwdziałać przez wzmożenie praktyk, ale nic to nie dało – więc odpuściłem je sobie zupełnie. Chciałbym więc wiedzieć: Kim obecnie jestem? I czy mogę się jeszcze przekonać do dzisiejszego Kościoła – bo do Boga przekonany jestem?

Pozdrawiam – Adam

 

Witam Panie Adamie,

Może najpierw krótka odpowiedź na pytanie kiedy przestaje się być członkiem Kościoła. Od Chrztu świętego jesteśmy włączeni w tę duchową wspólnotę, której na imię Kościół; obejmuje ona nie tylko żywych, ale i zmarłych, którzy już są zbawieni i cieszą się życiem wiecznym bądź cierpią oddalenie w czyśćcu albo bezkresną samotność piekła. Powiem krótko: członkiem Kościoła nie przestaje się być nigdy, choć można duchowo obumrzeć i być smutnym, zgorzkniałym i nie odnajdującym sensu życia z wiary człowiekiem. Co więcej, można formalnie wystąpić z Kościoła prosząc o wpis do księgi chrztów, że rezygnuje się z życia we wspólnocie Kościoła (niestety, niejeden katolik chcący uniknąć płacenia podatku tzw. Kirchensteuer w Niemczech ekonomicznie podchodzi do sprawy i wypisuje się z Kościoła, aby nie łożyć na jego utrzymanie).

Problem dotyczy sensu wiary; on jest jeden: przyjaźń z Chrystusem. Można przecież przyjąć różne sakramenty, modlić się, spełniać pobożne praktyki, ale jeżeli zabraknie tego doświadczenia, że Bóg mnie ukochał i w Chrystusie zbawił to moja wiara będzie taka smutna. Nie chodzi o emocje, ale o głęboką osobistą więź z Jezusem, synem Bożym i prawdziwym człowiekiem, który umarł za nas na krzyżu i dla nas zmartwychwstał.

Myślę, że warto spotkać jakieś osoby głęboko wierzące i porozmawiać z nimi o tym jak spotkać Chrystusa albo jak one Go spotkały. Warto poszukać jakiejś wspólnoty żywego Kościoła tj. neokatechumenatu, Odnowy w Duchu Świętym, ruchu Światło-Życie czy innych wspólnot, które żyją wiarą na co dzień.

Jeśli Pan przekona się do Chrystusa, wejdzie Pan z Nim w głęboką osobową relację, a także spotka ludzi żyjących konsekwentnie wiarą, wtedy spotka Pan Kościół żywy i Pana wiara ożyje. Nie chodzi o przekonywanie Pana do Kościoła, ale o miłość Pana w Kościele i poprzez Kościół.

Z modlitwą –

Ks. Mirosław Czapla