Jestem z chłopakiem od dwóch lat, we wrześniu mamy wziąć ślub. Jestem osobą praktykującą i wierzącą w Boga. Inaczej jednak myśli mój chłopak. Chodzi ze mną do kościoła wtedy kiedy go o to poproszę, kiedy mu przypomnę. Do sakramentu pokuty przystąpił ostatnio ponad rok temu. Jest dobrym, szczerym, odpowiedzialnym człowiekiem. Pytając się go, jak będzie wyglądało życie po ślubie, kto będzie uczył wiary naszych dzieci, odpowiada, że to ja będę tą osobą, a przecież dziecko bierze przykład z dwojga rodziców, na co dzień obserwuje ich zachowanie. Zaczynam się zastanawiać, co robić, bo na początku mi to nie przeszkadzało, ale po dłuższym przemyśleniu mam wątpliwości.

Mówi się, że miłość to nie wszystko, przy podejmowaniu decyzji wspólnego życia, ważna jest też płaszczyzna duchowa, ważne aby oboje byli na podobnym poziomie religijnym. Pisząc to nie chcę się wywyższać i posądzać, że on jest gorszym człowiekiem przez to że nie chodzi do Kościoła i nie praktykuję. Czasami nawet widzę, że jest lepszym człowiekiem ode mnie, od tej która przystępuje co niedziela do komunii. Zależy mi na nim i nie chciałabym go stracić. Chciałabym kiedyś, już będąc małżeństwem, przystępować razem z Nim do komunii, razem wychowywać dzieci w wierze. Co mam robić, jak mu pomóc, jak go zrozumieć. Czy ta różnica pomiędzy mną a nim nie będzie kiedyś w przyszłości powodem do kłótni?? Co mam robić, żeby go jeszcze bardziej nie zniechęcać, a wręcz przybliżyć go do Boga??

Bardzo proszę o odpowiedź na mój list – Justyna.

 

Droga Justyno!

Cieszę się, że odpowiedzialnie podchodzisz do sprawy przygotowania się do życia w małżeństwie i w rodzinie. To dobry znak. Niech Pan Bóg Was prowadzi. Proście o to wspólnie. Pytałaś o kilka spraw, więc postaram się nieco je wyjaśnić.

Wydaje mi się, że Twój chłopak (narzeczony) podejmuje praktyki religijne głównie ze względu na Ciebie, na Twoje prośby i przypomnienia. Poddaje się zatem Twojej woli w tym względzie. Niestety, może to świadczyć o tym, że jego religijność (wiara) jest powierzchowna, nie ma fundamentu w osobistym doświadczeniu Boga, w osobowej więzi z Nim, w religijnych motywach. Jeśli tak jest, to nie można tego zlekceważyć planując wspólne z nim życie małżeńskie i rodzinne. Nawet wiarygodność i siła Twojej wiary nie zastąpi tego braku.

Zasadniczy problem, przed którym stoicie, zawiera się może w dwóch pytaniach: Czy chcecie, dobrowolnie i świadomie, zaprosić Jezusa jako Pana i Zbawiciela do Waszego małżeństwa i rodziny? Czy jesteście gotowi budować swoje życie na przyjaźni z Jezusem, chcąc rozeznawać i podejmować Jego zbawcze zamiary wobec Was? Odpowiedź wymaga spokojnego rozważenia tych pytań i powinna być jednoznaczna.

Bez takiej zgody trudno będzie o wspólną (narzeczeńską a potem małżeńską i rodzinną) modlitwę i trudno będzie podejmować ważne życiowo decyzje (dotyczące dzieci, pracy, pieniędzy...) w oparciu o zawierzenie Bogu. Widzisz, że także wychowanie dzieci w wierze Twój chłopak składa tylko na Ciebie. A przecież podczas zawierania małżeństwa Wam obojgu będzie postawione pytanie: „Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?” (por. Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 1652 nn).

W tej sytuacji potrzebny jest już teraz spokojny ale możliwie wyczerpujący i szczery dialog między Wami (bez wzajemnego osądzania, a nastawiając się na poznawanie siebie i towarzyszących Wam problemów). Spróbujcie podjąć te trudne tematy w rozmowie z jakimś kapłanem. Nie bójcie się tego. To Wam pomoże w dialogu ze sobą. Mam nadzieję, że pomogą Wam także katechezy przedmałżeńskie, parafialne i dekanalne poradnie Duszpasterstwa Rodzin oraz dobrze przygotowana spowiedź przedślubna. Jeśli jednak będziesz miała do mnie jeszcze pytania, postaram się odpowiedzieć.

Niech zmartwychwstały Pan przekonuje Was o swojej miłości, w imię której można z nadzieją zawrzeć związek małżeński i przeżywać go jako drogę do życia wiecznego.

Ks. Tomasz Trzaskawka