Dlaczego w Kościele jest podział na księży i świeckich i jak to się ma do życia po śmierci? Pytałem o to kilku księży a oni opowiadali mi sprzeczne ze sobą wersje w zależności od czego zaczynałem rozmowę! Pierwszy powiedział mi, że taki podział jest tymczasowy, a po śmierci będzie równość. Drugi, że każdy otrzyma tyle w zależności jaką miał odpowiedzialność. Trzeci (dr teologii zresztą) powiedział, że nie będzie żadnej równości i po śmierci księża otrzymają więcej, będą jakby bliżsi Bogu, bo oddali mu „całych siebie” i życie, odmówili sobie cielesnych rozkoszy itd. Na koniec zaczął mi sugerować, że jestem młody i jeszcze wszystko możliwe, że też jeszcze mogę być księdzem i Jezus na pewno znajdzie na mnie sposób...

Jak na razie Jezus Chrystus nie znalazł na mnie sposobu, a Kościół jest dla mnie po prostu fałszywy. Nie będę o tym milczał, a wprost przeciwnie, i nie wiem jak traktować to że życie zaczyna rzucać mi ciężkie kłody po nogi, chyba że jest to ten „sposób Jezusa”.

 

Podział na księży i osoby świeckie wynika tylko i wyłącznie z funkcji, jakie te stany pełnią w Kościele. Te funkcje zaś rodzą się z powołania, jakie każdy człowiek otrzymuje od Boga. Przy czym powołania nie należy rozumieć jako czegoś, co jest gdzieś tam w niebie w jakiejś księdze zapisane i człowiek – chciał, nie chciał – musi to wykonać, bo będzie inaczej nieszczęśliwy. Pismo Święte bardzo jasno pokazuje, że Bóg woła pewnych ludzi do tego, by Mu się bardziej oddały a przez to też bardziej służyły innym ludziom (to powołanie więc to posługa). Jezus czynił dokładnie tak samo, mówiąc: „Pójdź za mną”. Apostołowie poszli ale np. bogaty młodzieniec nie poszedł za Jezusem. Dzisiaj ludzie czynią tak samo – jedni odpowiadają na to wezwanie (które Bóg wkłada w ich serca), a inni nie odpowiadają.

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa funkcja dzisiejszego księdza nazywała się „starszy”, po grecku „prezbiter”, czyli ktoś, kto przewodził gminie chrześcijańskiej. Ta funkcja zawsze była związana ze święceniami i tak jest do dziś (a więc kwestia eucharystii, innych sakramentów, itd...)Jak ten podział ma sie do życia po śmierci? Na to pytanie jasną odpowiedź daje sam Kościół, który kanonizuje zarówno osoby zakonne, księży, jak i osoby świeckie i nie nazywa jednych bardziej świętymi od innych. Zarówno Kazimierz (król Polski) jest „święty” jak i np. dzisiejszy patron, ojciec Pio jest „święty” – mimo, że jeden był księdzem a drugi nie – obaj są (jeśli można tak powiedzieć) na tym samym poziomie świętości.

Niebo to osobowa relacja z Bogiem, relacja z Jezusem (Katechizm Kościoła Katolickiego nr 1024-1025))i tam wszyscy w jednakowym stopniu zobaczymy Boga „twarzą w twarz”, a nie, że jeden zobaczy Go lepiej a drugi gorzej.

Osobiście nie wierzę w żadne „poziomy nieba”. Nie istnieje „niebo dla lepszych – wybranych” i „niebo dla przeciętnych ludzi”... byłoby to zaprzeczeniem tego, że Bóg jest Miłością (np.Mt 5, 44-45 oraz Mt 20, 1-16).

Sposobem Jezusa nie jest rzucać człowiekowi kłód pod nogi. Wiele rzeczy, które dzieją się w naszym życiu jest konsekwencją naszych wyborów. Wierzę też, że Bóg na nasze życie patrzy inaczej, niż my, i naprawdę wie lepiej, co jest dla nas dobre. Dlatego dopuszcza czasem na nas różne doświadczenia życiowe, które są trudne, bolesne, które są krzyżem, ale często po to, by nas uchronić od większych nieszczęść, w które sami się pakujemy (jeśli matka daje swemu dziecku klapsa, bo bawi się zapałkami, to nie dlatego, że chce dziecko zbić, ale chce go uchronić od nieszczęscia, jakie z tą zabawą się wiąże, chce dla niego dobrze, choć dziecko akurat czuje się podwójnie skrzywdzone przez zabranie mu zapałek i danie klapsa). Lecz w moim odczuciu zobaczyć może to człowiek, który żyje Bogiem na codzień... człowiek nieświadomy nie będzie sobie Bogiem tłumaczył swego życia i otaczającej go rzeczywistości – zrzuci wszystko na ślepy los, fatum, nieszczęscie, przypadki, niesprzyjające okoliczności... Człowiek wierzący w to wszystko zaprasza Boga i nawet w nieszczęściu może dostrzec Jego plan, który aktualnie człowieka przerasta, ale ostatecznie przerodzi się w jego dobro. W Ewangelii bowiem Jezus nie obiecuje, że tym, którzy w Niego uwierzą wszystko pójdzie gładko i bez problemów... wiara w Boga jednak, wiara w to, że Jezus pokonał śmierć i zmartwychwstał daje siłę do tego, by wyjść problemom naprzeciw i rozwiązywać je – bez uciekania, bez zamykania się w sobie czy bezsilnej złości. Wiara nie chroni przed złem, ale ma moc je pokonać w naszym życiu.

Grzegorz Ginter, jezuita