Często przebywam na Waszej Stronie i widzę tu masę różności z „dziedziny” wiary – naprawdę, jest co czytać. Jednak dosyć mało jest informacji na temat stosunku człowieka – chrześcijanina do świata przyrody, a zwłaszcza do świata zwierząt. Proszę nie sądzić, że jestem jeszcze jednym nawiedzonym z „Green Peace”. Interesuje mnie ta problematyka przede wszystkim ze względów zawodowych, bardzo praktycznych. Interesują mnie granice, w ramach których człowiek „korzystający” z dobrodziejstw zwierząt będzie mógł mieć spokojne sumienie, będzie mógł powiedzieć: „Wciąż postępuję etycznie (z punktu widzenia chrześcijańskiego)”.

Zapotrzebowanie na tego typu wyjaśnienia jest, wbrew pozorom, bardzo duże, zwłaszcza w mojej branży – jestem z zawodu zootechnikiem i akurat zajmuje się hodowla bydla. Ludzie z mojego fachu rozkładają bezradnie ręce, bo jedynie na gruncie etyki laickiej można zauważyć jakiś większy ruch w tej dziedzinie – a i tutaj jest tak olbrzymia rozpiętość poglądów (jak to w etyce), że na niewiele się ona zdaje pomagać. Kościół Katolicki słynie z jednoznacznych odpowiedzi na kluczowe sprawy z dziedziny moralności, trudno mi jednak takowe znaleźć w stosunku do konkretnych problemów postępowania ze zwierzętami.

Konkretyzując pytanie: Jeszcze do niedawna ingerencja człowieka w życie zwierząt gospodarskich polegała przede wszystkim na:
– zmienianiu środowiska (aby zapewnić zwierzętom odpowiednie warunki utrzymania),
– odpowiednim doborze ras i osobników do rozrodu (aby następne pokolenia posiadały jedne cechy słabiej, inne mocniej wykształcone – w zależności od potrzeb człowieka).

W przeważającej mierze nadal te dwie drogi są aktualne. Jednak zakres drugiej z wymienionych dróg od pewnego czasu gwałtownie wzrasta. Już nie poprzestaje się na ingerencji człowieka „z zewnątrz” (inseminacja, transplantacja zarodków, manipulacje na zarodkach itp. ), ale wkroczyliśmy z różnymi narzędziami i metodami „do wnętrza” zwierzęcia – do jego najdelikatniejszej sfery: bezpośrednio na poziom genu. Tu próbuje się likwidować niekorzystne, z punktu widzenia człowieka, cechy następnych pokoleń, choć można w ten sposób eliminować także choroby genetyczne. W celu jak najlepszego poznania „odpowiedzialności” poszczególnych genów lub ich sprzężeń za konkretne cechy organizmu w obecnym dziesięcioleciu podjęto próby tzw. mapowania genów poszczególnych gatunków zwierząt gospodarskich, czyli rozpoznania ich miejsca na chromosomach – każdy gen ma tylko jedno takie miejsce (loci) w obrębie gatunku, toteż znając mapę genową danego gatunku może na scenę wkroczyć inżynieria genetyczna, która odpowiednio „zmodyfikuje” kwas DNA, za pomocą którego zapisana jest informacja genetyczna danego zwierzęcia. O ile wiem, mapy genotypów dla niektórych gatunków zwierząt domowych zostały już sporządzone.

Nauka poszła jednak jeszcze dalej – udało się uzyskać zwierzęta w wyniku ich klonowania (u początku tych zwierząt były komórki somatyczne – nie rozrodcze). Prowadzić to może np. do „powielania” zwierząt o wysokiej wydajności, czy to mlecznej czy mięsnej. Można w ten sposób otrzymać ogromna ilość np. krów... takich samych. Zniweluje się wtedy tzw. zmienność genetyczna, która jest wynikiem różnic w genotypie u poszczególnych zwierząt tego samego gatunku – to na jej bazie do tej pory wprowadza się tzw. postęp genetyczny, czyli uzyskujemy potomstwo genetycznie reprezentujące cechy bardziej przez nas pożądane niż jego rodzice (na drodze odpowiedniego doboru rodziców). Niestety, w wyniku większego „ujednolicenia” zwierząt znacznie zmieni się frekwencja–częstość występowania pewnych genów, obecnie uznanych przez nas za niepotrzebne. Mogą one po prostu być zlikwidowane raz na zawsze. Paradoksalnie, w ten sposób wyraźnie wzrasta także ryzyko „katastrofy żywieniowej”. Wystarczy bowiem na przykład, że jakiś nieznany dotąd wirus zaatakuje kilka zwierząt, a w krótkim czasie zarażona zostanie cala populacja – przecież każde z nich będzie tak samo mało odporne na tego wirusa! A jeśli to będzie cos w rodzaju AIDS dla bydła? Strach pomyśleć.

Kolejnym „genetycznym” problemem jaki już się dokonuje są próby wprowadzania genów od zwierzęcia jednego gatunku do genomu zwierzęcia drugiego gatunku (co w warunkach naturalnych jest niemożliwe lub też potomstwo takich rodziców jest po prostu bezpłodne). Zwierzęta uzyskane w ten sposób nazywa się transgenicznymi. Po co nam to? Aby wady jednych zwierząt zrekompensować przez zalety innych. Problem, w moim przekonaniu, jeszcze bardziej wzrasta jeśli takowych kombinacji genetycznych próbuje się w relacji zwierzę-człowiek i na odwrót. Tak oto w bardzo istotny sposób naruszony zostaje pewien porządek panujący w przyrodzie, gdzie dużą role od milionów lat odgrywa bariera gatunku. Nie jestem do końca pewien czy aby naukowcy zdają sobie sprawę z tego co robią, czy posiadają dostateczną wiedzę, aby tak bardzo ingerować w świat od milionów lat ukształtowany? Może zachłyśnięci poniekąd nowymi możliwościami coraz mniej zwracają uwagę na to, że ich postępowanie przy stanie obecnej ich wiedzy za kilkanaście lat zostanie bardzo negatywnie ocenione? Tym bardziej, że ewentualne błędy mogą się okazać nie do naprawienia.

W każdym z powyższych zjawisk mniej lub bardziej występują problemy natury moralnej, a przede wszystkim kwestia odpowiedzialności człowieka za swoje czyny. Czy, przy obecnym stanie wiedzy, możemy tak głęboko ingerować w odwieczną strukturę przyrody? A jeśli tak, to czy są jakiekolwiek jej granice, skoro okazuje się, że bariery naturalne są przez człowieka coraz bardziej łamane? Czy jesteśmy mądrzejsi od Opatrzności, która w tak doskonały sposób przez tyle lat czuwała nad całym światem i kierowała jego losem za pomocą praw?

Jestem świadomy, że powyższe pytania są bardzo trudne i mogą po prostu pozostać pytaniami retorycznymi. Jednak z uwagi na fakt, że nie spotkałem się z takowymi na gruncie chrześcijańskim, postawiłem je sobie, Tobie i każdemu, kto chciałby być odpowiedzialny za problemy, które na pierwszy rzut oka nie uderzają bezpośrednio w człowieka, ale w przyszłości tak może być – i to może dotyczyć nie tylko grupki naukowców, ale całej ludzkości.

Krzysztof

 

Szanowny Panie Krzysztofie,

Pana pytania nie mają charakteru retorycznego. Wręcz przeciwnie – dotykają kwestii o ogromnym znaczeniu. Takie pytania stawiać można i trzeba, zanim się jednak do nich ustosunkuję, proszę mi pozwolić na kilka uwag ogólniejszych.

Pytanie o relację człowieka do zwierząt trzeba najpierw rozpatrywać w kontekście relacji człowieka do świata nieosobowego. Jest to pierwsze i podstawowe kryterium: nie można traktować stworzeń nieosobowych na równi z osobą ludzką. Wedle posiadanych danych nie ma możliwości potwierdzenia hipotez o krytycznej samoświadomości innych istot żywych (co jest jednym z najważniejszych kryteriów uznania danej istoty za byt osobowy). Oznaczy to, że niezależnie od histerycznych i dramatycznych oświadczeń składanych przez ruchy w stylu GreenPeace i im podobnych obrońców praw zwierząt, człowiek stoi ponad resztą świata materialnego. Zwrócić chciałbym uwagę, że jest to konkluzja filozoficzna a nie teologiczna, choć stoi w zgodzie z chrześcijańskim postrzeganiem porządku w świecie.

Z faktu wyższości człowieka nad resztą świata materialnego nie należy wyciągać wniosku, że człowiek może z tym światem robić wszystko, na co ma ochotę. Byłby to wniosek co najmniej nieuprawniony. To, że jestem od kogoś silniejszy, nie oznacza, że mogę go bić; podobnie to, że mam nad czymś władzę, nie oznacza, że mam władzę nieograniczoną. Jaka jest zatem władza człowieka nad światem?

Jan Paweł II, jeszcze jako filozof Karol Wojtyła, wielokrotnie powtarzał, że wolność rodzi odpowiedzialność i w odpowiedzialności się najpełniej wyraża. W stosunku do ludzi odpowiedzialność wyraża się w miłości. W stosunku do innych bytów sprawa jest nieco trudniejsza. W znacznym uproszczeniu wydaje się, że można ją opisać następująco:

1. Nie wolno traktować stworzenia podmiotowo (przysługuje to tylko bytom osobowym)

2. Stworzenie ma służyć rozwojowi człowieka przy czym

a. Nie jest ono do wyłącznej dyspozycji pojedynczej osoby

b. Nie jest do wykorzystania tylko przez bieżącą generację

3. Panowanie człowieka nie może sprowadzać się do zużycia

4. Panowanie nie może oznaczać nieodpowiedzialnej manipulacji

Tak, jak Pan pisze, zarówno zmiana środowiska (dla zapewnienia zwierzętom – ale i ludziom – odpowiednich warunków życia), podobnie jak kontrola gatunkowa (zwłaszcza w odniesieniu do gatunków hodowlanych) była i jest stosowana jako metoda ingerencji człowieka w środowisko naturalne. Generalnie było to działanie godziwe i takim pozostaje nadal. Pana intuicja w kwestii działań genetycznych jest także bardzo trafna. Wiedza o genach jest wciąż tak znikoma, że trudno uznać manipulacje genetyczne za działania w pełni świadome gdy chodzi o przewidywanie skutków bliskich i dalszych. Krótkowzroczność badaczy jest tu zdumiewająca i nie ma dla niej usprawiedliwienia. Używając bardzo odległej analogii – z faktu, że 10 letnie dziecko umie włączyć silnik samochodu i wrzucić kolejne biegi, nie można wnioskować, że umie prowadzić samochód, gdyż jedną z najważniejszych umiejętności wymaganych od kierowcy jest zdolność do przewidywania skutków zarówno swoich działań jak i poczynań innych użytkowników drogi. Nie wydaje mi się zaś, by współcześni genetycy byli na poziomie owego 10-latka. Są znacznie młodsi i …znacznie bardziej niebezpieczni.

Zabawa w genetykę metodą prób i błędów – wolę termin zabawa od „badania” – rzekomo służyć ma poznaniu prawdy. Pogłębienie wiedzy niewątpliwie jest czymś dobrym, jednakże postawmy pytanie idące krok dalej: czemu służyć ma ta wiedza. Okazuje się, że nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Mówi się o hodowli idealnych zwierząt (niebezpieczeństwo katastrofy genetycznej sam Pan przedstawił doskonale), o możliwościach terapii genowych. Tymczasem okazuje się, że zanim cokolwiek dobrego wynikło z tych badań, już pojawiły się złe owoce – z  pokusą (jeśli nie próbami) klonowania ludzi na czele. Wszystko w imię tezy, że skoro coś można zrobić, to trzeba tego spróbować. Nie wszystko, co możliwe jest dobre. Ludzie w przeciągu dziejów potrafili wykorzystać na złe cele wiele dobrych wynalazków.

Człowiek nie potrafi pohamować swojej ciekawości i często sobie parzy palce dotykając płomieni. Nie przeszkadza mu to jednak w dalszych poszukiwaniach. Zapewne nie da się zatrzymać owego pędu za nieznanym, jednak trzeba, by chrześcijanie głośno upominali się o poszanowanie godności osoby i jej praw w tych poszukiwaniach. Jeśli nikt o to wołać nie będzie – muszą przypominać o obowiązkach ludzi prowadzących badania naukowe – także genetyczne. Naukowiec bowiem musi stawiać sobie pytanie o etyczny wymiar swoich poszukiwań i nie wolno zatrzymać mu się na stwierdzeniu, że wiedzieć więcej jest samo w sobie wystarczająco dobrym powodem do prowadzenia badań.

Na koniec życzenie – Niech Pan nigdy nie przestanie zadawać takich pytań. Niech Pan nie przestanie szukać na nie odpowiedzi.

Ks. Piotr Kieniewicz