Moje pytanie dotyczy celibatu. Otóż przeczytałam w jednym z listów Pawła, że „biskup ma być jednej żony, przykładny, dobry zarządca swego domu...”. To jest jak dla mnie wskazówka, że przecież księża mają być „pośród nas” a nie „obok nas” w znaczeniu doświadczania tego co i parafianie. Podjęcie służby dla Boga i małżeństwo to jest dopiero sztuka, i myślę, że chyba wtedy moglibyśmy brać przykład jak żyć i jak ma wyglądać prawdziwa rodzina. Co o tym sądzicie?

Dorota

 

Istotnie w 1 Liście do Tymoteusza (napisanym prawdopodobnie w latach 60–tych I wieku) jest mowa o biskupie, który powinien być mężem jednej żony (1Tm 3,2). Co więcej, w pierwszych wiekach chrześcijaństwa biskupi, a tym bardziej kapłani i diakoni mogli się żenić.

Od czasu jednak, gdy zaczęło rozwijać się życie monastyczne (zwłaszcza w Egipcie), na biskupów zaczęto wybierać mnichów, których uważano za najstosowniejszych kandydatów, ponieważ nie należeli do kleru diecezjalnego. W V wieku do tego stopnia przyjęła się już ta praktyka, że kiedy Kościół nestoriański po Soborze Efeskim (431) zerwał jedność z resztą chrześcijaństwa i początkowo zezwalał na małżeństwa biskupów, to musiał tej praktyki zaniechać. Doszło nawet do tego, że kiedy jeden z biskupów nestoriańskich ożenił się, to został za to zgładzony przez mnichów. W tamtym już czasie wytworzyła się praktyka zezwalająca na małżeństwo jedynie przed święceniami, a nigdy po święceniach.

Spośród Kościołów wschodnich jedynie Kościół nestoriański zezwala na małżeństwo kapłanowi i diakonowi po przyjęciu święceń. Natomiast w pozostałych Kościołach wschodnich zezwolenie na małżeństwo przed święceniami oznacza w praktyce, że kapłan może się ożenić tylko jeden raz w życiu. Gdy zostaje wdowcem, nie może się ożenić, pod groźbą usunięcia ze stanu duchownego. Ta praktyka jest stosowana po dziś dzień w Kościołach wschodnich, także w Kościele greckokatolickim, np. na Ukrainie czy w Rumunii.

W Kościele rzymskokatolickim zostaje wprowadzony celibat dla duchowieństwa diecezjalnego za pontyfikatu papieża Grzegorza VII (1073–1085). Ta nowa praktyka nie weszła do Kościoła rzymskokatolickiego automatycznie. Np. w Polsce jeszcze w XIV wieku byli żonaci księża.

Praktyka obowiązku celibatu rzymskokatolickiego duchowieństwa diecezjalnego zachowała się po dziś dzień z tym, że obecnie w Kościele rzymskokatolickim istnieją żonaci diakoni. Aby otrzymać święcenia diakonatu muszą oni ukończyć 35 lat i uzyskać zgodę żony na przyjęcie święceń diakonatu. Ponadto żonaci duchowni anglikańscy przechodzący na katolicyzm, mogą spełniać funkcje kapłańskie w Kościele rzymskokatolickim. Ta jednak praktyka jest traktowana jako wyjątek od reguły.

W obecnym czasie w Kościele rzymskokatolickim pojawiają się głosy, żeby celibat nie był warunkiem przyjęcia święceń kapłańskich. Zwolennicy tego stanowiska powołują się często na jeden z dokumentów Soboru Watykańskiego II, dekret o posłudze i życiu kapłanów (nr 16), który mówi o tym, że doskonała i dozgonna powściągliwość, zalecana przez Chrystusa Pana ze względu na Królestwo niebieskie, a w ciągu wieków, jak również i w naszych czasach, przez wielu chrześcijan chętnie przyjęta i chwalebnie zachowywana, była zawsze uważana przez Kościół za rzecz wielkiej wagi, szczególnie dla życia kapłańskiego. (...) Nie jest wymagana jednak przez kapłaństwo z jego natury, jak to okazuje się z praktyki Kościoła pierwotnego i tradycji Kościołów Wschodnich, gdzie oprócz tych, którzy z daru łaski ze wszystkimi biskupami wybierają zachowanie celibatu, występują również bardzo zasłużeni prezbiterzy [kapłani] żonaci. W ten sposób Kościół rzymskokatolicki nie tylko, że nie podważa tradycji Kościołów wschodnich, które praktykują wyświęcanie na kapłanów żonatych mężczyzn, ale wręcz z wielką miłością [ich] zachęca, by trwając w świętym powołaniu, całkowicie i wielkodusznie nadal poświęcali swoje życie trzodzie im powierzonej (tamże).

Dosyć teoretyzowania. Przejdźmy teraz do wymiaru praktycznego. Doroto, zauważasz, że podjęcie służby dla Boga i małżeństwo to jest dopiero sztuka. Od siebie dodam, że to bardzo wielka sztuka, wręcz heroizm. Niedawno miałem okazję współpracować z greckokatolickim proboszczem w Rumunii, który ma żonę i dwójkę dzieci. Codziennie sprawuje trzy Eucharystie: o 6:00, 8:00 i 17:00. Każda trwa przynajmniej półtorej godziny. W niedziele też odprawia trzy Eucharystie i głosi na każdej kazanie, które musi wcześniej przygotować. Udziela innych sakramentów: chrztu z bierzmowaniem (bo w Kościołach wschodnich obu tych sakramentów udziela razem kapłan), małżeństwa, spowiada, odwiedza chorych, katechizuje dzieci i młodzież w szkołach, stara się o odzyskanie budynków należących niegdyś do parafii, które zagarnęły władze komunistyczne. Na parafii jest sam i nie zanosi się, aby w najbliższej przyszłości cokolwiek miało ulec zmianie, bo diecezja cierpi na brak kapłanów. Żyje bardzo skromnie. Trudno jest mu związać koniec z końcem. Musi przecież utrzymać rodzinę. Żona nie pracuje, bo wychowuje dzieci. Proboszcz mimo młodego wieku, czuje się bardzo zmęczony, nie ma bowiem czasu na odpoczynek. A co by było, gdyby zachorował? Do jego kościoła musiałby wówczas przyjechać inny kapłan (najprawdopodobniej również żonaty) i odprawić Eucharystię, choćby jedną w niedzielę. Czasami tenże proboszcz musiał odprawiać czwartą Eucharystię w niedzielę (za zgodą biskupa) w innym kościele, bo jakiś ksiądz zachorował.

Doroto, piszesz, że przecież księża mają być „pośród nas” a nie „obok nas” w znaczeniu doświadczania tego co i parafianie. Powyżej opisałem życie księdza, który żyje „pośród nas”. Wcale się nie sprzeciwiam czcigodnej i starożytnej tradycji Kościołów wschodnich, że wyświęca się na kapłanów żonatych mężczyzn. Chodzi mi tylko o to, żeby zwrócić uwagę na to, że zniesienie celibatu w Kościele rzymskokatolickim nie stanie się automatycznie „lekarstwem” na różne problemy księży żyjących w celibacie, choćby tego problemu, że ksiądz–celibatariusz nie ma doświadczenia życia rodzinnego poza tym, że sam przecież wychował się w jakiejś rodzinie.

Po zniesieniu obowiązku celibatu w Kościele rzymskokatolickim znikłyby pewne problemy, ale na ich miejsce pojawiłyby się inne. Jakie? Podam kilka przykładów. Trzeba by zapewnić odpowiednią formację dla przyszłych żon księży. Np. na Ukrainie Kościół prawosławny prowadzi specjalną szkołę dla dziewcząt, które myślą o wyjściu za mąż za przyszłego księdza. Należy bowiem zauważyć, że bycie żoną księdza to jest również specyficzne powołanie. Żona przyszłego księdza musi dobrowolnie zgodzić się na wyświęcenie jej męża na kapłana. Zwykle przed zamążpójściem kandydatkę na żonę księdza wzywa biskup diecezji i zapytuje, czy zdaje sobie sprawę z tego, co to znaczy być żoną księdza. Ma ona bowiem pomagać mężowi w jego posłudze. Np. powinna nauczyć się wyrabiać chleb eucharystyczny. Powinna wiedzieć, jak się odprawia nabożeństwa, żeby podczas ich sprawowania odpowiadała swojemu mężowi–kapłanowi. Ma ona obowiązek przyjmowania interesantów przychodzących do jej męża. Kiedy mąż zostaje przeniesiony na inną parafię, ona udaje się z nim.

Wielką tragedią dla księdza jest śmierć żony, bo w Kościołach wschodnich kapłan nie może się już ożenić drugi raz. A jeśli żona umarła, kiedy dzieci mają dopiero kilka lat? Wówczas kapłan jako ojciec tych dzieci musi zapewnić swoim dzieciom wychowanie.

Inną tragedią jest śmierć męża–kapłana, bo żona wraz z dziećmi musi opuścić plebanię, a bywa, że diecezji nie stać na to, aby zakupić dla wdowy mieszkanie. Bywa, że po śmierci męża wdowa ogląda się za nowym mężem ze względów ekonomicznych. Wreszcie ogromną tragedią takich małżeństw jest rozkład pożycia małżeńskiego (np. żona zdradza męża–kapłana). Taka sytuacja zdarza się nader rzadko – jednak kapłan, jeśli nadal chce spełniać swoją posługę, musi odejść do monastyru, bo nie może on przecież nauczać ludzi żyjących w rodzinach, jak mają żyć, skoro sam nie daje przykładu. A zatem żona musi dbać o dobre imię męża.

Być żonatym księdzem to konkretny wybór życiowy wymagający dużej dojrzałości ze strony przyszłego kapłana. Przed święceniami diakońskimi kandydat musi dokonać wyboru: czy chce wstąpić do monastyru, gdzie złoży wieczyste śluby zakonne, czy wybiera życie w celibacie, czyli żyje samotnie, czy też chce się ożenić. Dopiero po dokonaniu tego wyboru kandydat otrzymuje święcenia.

Czy ksiądz ma żyć „pośród nas” czy „obok nas”? Ja myślę, że i jedno, i drugie. Odpowiedź mieści się „gdzieś pośrodku”. Z jednej strony kapłan żyje z ludźmi, a z drugiej, ludzie oczekują od niego przykładu życia chrześcijańskiego, przez co staje się on dla innych znakiem, czasem znakiem sprzeciwu. Nawet kapłan–zakonnik, który nie tylko żyje w stanie bezżennym (celibacie), ale składa wieczysty ślub czystości, ofiarując samego siebie na wyłączną własność Bogu, nie żyje „obok”, ale „pośród” ludzi, bo kapłani–zakonnicy są w tej samej mierze co pozostali kapłani powołani do służby drugiemu człowiekowi. Wynika to z samej natury sakramentu święceń. Dlatego tego sakramentu nie udziela się nikomu pochopnie czy lekkomyślnie.

A skąd brać przykład jak żyć i jak ma wyglądać prawdziwa rodzina? Na pewno ojciec rodziny nie musi otrzymać święceń kapłańskich do tego, żeby był wzorowym mężem i ojcem. W końcu nie tylko kapłani są powołani do świętości, ale w tej samej mierze powołani są chrześcijanie świeccy.

Marek Blaza SJ