„A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany”

DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ

Poniedziałek, 1.XII.2003

Utkani z obietnicy

 

„Stanie się na końcu czasów, że góra świątyni Pana stanie mocno na wierzchu gór i wystrzeli ponad pagórki” (Iz 2,2).

 

Może rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, jak wiele w naszej codzienności opiera się na nadziei. Każdego dnia w najrozmaitszych sprawach i okolicznościach słyszymy z ust naszych bliskich, znajomych czy sąsiadów przeróżne zapewnienia: zrobię, przyniosę ci to lub tamto, zadzwonię jutro, przyjadę, załatwię, pomogę itd. Podobne obietnice płyną również z naszych ust w kierunku innych. Dlaczego obiecujemy? W najgłębszym sensie dlatego, że nasze międzyludzkie relacje zasadzają się na wymianie dobra i to w podwójnym wymiarze. Z jednej strony obiecujemy coś komuś, ponieważ drzemie w nas wewnętrzny potencjał, skarbiec różnych dóbr, z którymi zobowiązani i gotowi jesteśmy się dzielić. Z drugiej strony nasze więzi rychło uległyby wyjałowieniu i obumarciu, gdybyśmy nieustannie nie „użyźniali” ich obopólnie przekazywanymi sobie darami. Wiemy, że sami z siebie nie możemy wszystkiego dokonać i dlatego wzajemnie się uzupełniamy. (Niewątpliwie, obiecujemy również z tego powodu, iż nie jesteśmy w danej chwili z różnych racji spełnić konkretnej prośby. Ten aspekt wydaje się raczej oczywisty, gdyż wynika on z ograniczenia przestrzenią, czasem i posiadanymi możliwościami).

Wypada przy tym zauważyć, iż dobro, zanim przybierze mniej lub bardziej wymierne kształty, najpierw zakotwicza się w sile ludzkiego słowa. Słowo ludzkie nie jest w swojej istocie jedynie pustym dźwiękiem. Kiedy coś obiecujemy, zarazem uświadamiamy sobie, jeśli podchodzimy do drugich uczciwie, że wypowiedziane słowo jest już zawiązkiem działania, że zobowiązuje do czynu. Inną sprawą jest natomiast przejście od przyrzeczonego słowa do jego konkretnej realizacji. W przestrzeń naszej wolności wkrada się niepostrzeżenie także słabość, ociężałość i skłonność do składania zapewnień, które nie pociągają za sobą ich urzeczywistnienia. Niemniej doświadczenie potwierdza, że większość udzielonych nam obietnic, zarówno małych, jak i większych, jest wypełniana. Czasem nie obejdzie się bez zmierzenia się z ogarniającym nas cieniem niepewności: Czy dana osoba pozostanie wierna swojemu słowu? Czy rzeczywiście spełni to, o czym mnie zapewnia? Czy można na niej polegać? I chociaż takie lub podobne wątpliwości próbują podważać nasze spontaniczne zaufanie, potrafimy budować więzi rodzinne, przyjaźnie, czy okazywać dobroć przypadkowo napotkanym osobom. Świadczy to o tym, że zdolność do dawania słowa, obdarzania drugich zaufaniem, a także okupiona zawsze jakąś formą wysiłku możność jego ucieleśniania, przynależy do naszej natury.

Z kolei wszystko to jest możliwe, gdyż stanowimy odbicie i narzędzie Boskiego „tak” – Boskiej obietnicy względem całego stworzenia i poszczególnego człowieka. Także Bóg obiecuje: „Stanie się na końcu czasów, że Ja ostatecznie zakróluję, że zapanuje pokój”. I z pewnością nas nie zawiedzie. Jako istoty skończone potrafimy objąć myślą dzień, tydzień, może miesiąc. Nikt z nas nie zdoła przewidzieć tego, co się wydarzy. Bóg wybiega myślą aż po krańce czasów. Z tej perspektywy zwraca się do nas z obietnicą, która góruje nad nami. Koniec czasów? I cóż ja z tego mam teraz? Promieniowanie Bożego przyrzeczenia dosięga każdego człowieka, jakikolwiek pojawił się i pojawi na tej ziemi. Jego słowo zdąża do nas z nieskończoności, w której czas nie odgrywa żadnej roli, a dzięki temu rozciąga się ono na wszystkie wieki. Trudno więc, abyśmy mogli doświadczyć jej pełnego spełnienia w ramach naszej krótkiej egzystencji. Na razie realizacja Boskiej obietnicy odbywa się także przez nasze współdziałanie, biorące początek z serca przekonanego o swoim bogactwie, serca pełnego nadziei. Nie tyle chodzi o to, żebyśmy wciąż dociekali, kiedy nastąpi spełnienie Bożej obietnicy. W ten sposób moglibyśmy przeoczyć jej niezwykle istotny wymiar. Chodzi raczej o to, abyśmy – tęskniąc za pełnią – zrozumieli, iż dokonuje się ona w jakimś stopniu i na różnych płaszczyznach oraz przy naszym współudziale już teraz – w codzienności.

Dariusz Piórkowski SJ, darpiorko@poczta.onet.pl

 

 

© 1996–2003 www.mateusz.pl