Jestem osobą wychowaną w rodzinie katolickiej. Do kościoła chodzę w miarę systematycznie niestety nigdy nie byłem wstanie uwierzyć we wniebowzięcie oraz w to, że Maryja pomimo małżeństwa z Józefem pozostała dziewicą. Jaki sens ma wniebowzięcie, „porwanie” istoty cielesnej do świata, który ma wymiar wyłącznie duchowy. Przecież Bóg nie jest kosmitą, który mieszka na innej planecie i porywa do siebie żywe istoty. Jeśli chodzi o dziewictwo Maryi to nie wierzę w to ponieważ było to normalne ludzkie małżeństwo i Bóg kiedy kazał Józefowi pojąć Maryję za żonę nie stawiał mu żadnych warunków. To byli zwykli ludzie wybrani przez Boga do wypełnienia swoich bardzo ważnych misji. Mieli być ziemskimi rodzicami Mesjasza i nic poza tym.

Czy w tej sytuacji mogę jeszcze uważać się za katolika?

 

Problemy, które Pan porusza należą zdecydowanie do najtrudniejszych prawd naszej wiary i niestety nie są na ogół dostatecznie precyzyjnie wyjaśniane.

Na temat dziewictwa Maryi proponuję przeczytać moją odpowiedź na analogiczne pytanie.

W sprawie wniebowzięcia Maryi odpowiedź jest jeszcze bardziej subtelna, ponieważ mamy tu do czynienia z prawdą wiary, której nie da się wyjaśnić bez uprzedniego zrozumienia pojęć i przekonań biblijnych Hebrajczyków (jest to tzw. hebrajska antropologia biblijna). W naszej kulturze europejskiej odziedziczyliśmy po kulturze grecko-łacińskiej specyficzne rozumienie ciała, duszy i ducha, które sprawia, że nauka o zmartwychwstaniu ciał i o wniebowzięciu Matki Bożej wydaje się dziwaczna i jakby niepotrzebna.

 Dlaczego ten powrót do żydowskich pojęć biblijnych? Otóż papież Pius XI na wieść o pierwszych prześladowaniach Żydów w hitlerowskich Niemczech nie tylko od razu potępił antysemityzm, ale wypowiedział bardzo znamienne zdanie: „Duchowo wszyscy chrześcijanie są semitami„. A to oznacza, że aby zrozumieć naszą wiarę musimy co nieco wejść w ów tajemniczy dla nas semicki świat, a ściślej w mentalność Żyda z epoki Nowego Testamentu.

 Dla starożytnego Hebrajczyka człowiek stanowi jedno: nie dzieli się na „dobrą” duszę i „złe” ciało jak dla Greków. Dla Greka zbawienie polegało raczej na wyzwoleniu się duszy z ciała! Tak więc gdy św. Paweł głosi na aeropagu w Atenach zmartwychwstanie (Dz 17,31), jego słuchacze są wyraźnie zmieszani i opuszczają go dodając „Posłuchamy cię innym razem„. Bo po co zbawiona dusza miałaby ponownie być więziona w materialnym ciele?

Tymczasem dla Hebrajczyka dusza bez ciała nie może istnieć inaczej jak tylko bezradny cień w Szeolu – krainie umarłych. Aby móc żyć, komunikować się z innymi i wyrażać siebie musi mieć jakieś ciało. Jeśli w wyniku śmierci została pozbawiona ciała materialnego, powinna obowiązkowo przyoblec się w inne, nowe ciało... Nowy Testament nazywa je „ciałem duchowym” i wyjaśnia ów proces w następujący sposób:

Lecz powie ktoś: A jak zmartwychwstają umarli? W jakim ukazują się ciele? O, niemądry! Przecież to, co siejesz, nie ożyje, jeżeli wprzód nie obumrze. To, co zasiewasz, nie jest od razu ciałem, którym ma się stać potem, lecz zwykłym ziarnem, na przykład pszenicznym lub jakimś innym. Bóg zaś takie daje mu ciało, jakie zechciał; każdemu z nasion właściwe. Nie wszystkie ciała są takie same: inne są ciała ludzi, inne zwierząt, inne wreszcie ptaków i ryb. Są ciała niebieskie i ziemskie, lecz inne jest piękno ciał niebieskich, inne – ziemskich. Inny jest blask słońca, a inny – księżyca i gwiazd. Jedna gwiazda różni się jasnością od drugiej. Podobnie rzecz się ma ze zmartwychwstaniem. Zasiewa się zniszczalne – powstaje zaś niezniszczalne; sieje się niechwalebne – powstaje chwalebne; sieje się słabe – powstaje mocne; zasiewa się ciało zmysłowe – powstaje ciało duchowe. Jeżeli jest ciało ziemskie powstanie też ciało niebieskie. Tak też jest napisane: Stał się pierwszy człowiek, Adam, duszą żyjącą, a ostatni Adam duchem ożywiającym. Nie było jednak wpierw tego, co duchowe, ale to, co ziemskie; duchowe było potem. Pierwszy człowiek z ziemi – ziemski, drugi Człowiek – z nieba. Jaki ów ziemski, tacy i ziemscy; jaki Ten niebieski, tacy i niebiescy. A jak nosiliśmy obraz ziemskiego [człowieka], tak też nosić będziemy obraz [człowieka] niebieskiego. (1 Kor 15:35-49)

Dogłębne zrozumienie tego tekstu jest niezbędnym warunkiem zrozumienia katolickiej nauki o Wniebowzięciu. Widzimy tu wyraźnie przemianę natury ludzkiej: od formy „adamicznej” do formy „chrystusowej”. Rodzimy się dziedzicząc upadłą naturę Adama, ale przez chrzest zostaje nam nam wszczepiona w postaci embrionalnej natura samego Syna Bożego. Jeśli jesteśmy wierni łasce chrztu, rozpoczyna się proces, w którym natura adamiczna (czyli „stary człowiek”) stopniowo zamiera i ustępuje miejsca naturze Chrystusa – Nowego Człowieka. Moment śmierci jest momentem kulminacyjnym: oto tracimy ciało adamowe i możemy zostać natychmiast przyobleczeni w duchowe ciało Chrystusa zmartwychwstałego, o ile „nowy człowiek” jest już w nas zupełnie ukształtowany. Jeśli zaś nie jest – potrzebne jest jeszcze dodatkowe oczyszczenie (stan ten Kościół nazywa „czyśćcem”).

W przypadku Maryi sprawy się mają nieco inaczej, ponieważ Bóg od poczęcia obdarzył ją naturą Jej Syna (Kościół określa ten fakt jako „Niepokalane Poczęcie Matki Bożej”). Dlaczego tylko ją? Dlatego, że jest ona Nową Ewą, matką nowej ludzkości podobnej do Chrystusa. Taką naukę podaje już św. Ireneusz z Lyonu w drugim wieku, a Kościół przyjmuje ja za autentyczną Tradycję apostolską. W niej nie ma w ogóle „starego człowieka”, który musi umrzeć, a jej ciało nie ulega zepsuciu i nie musi być zastąpione „ciałem duchowym”. W chwili śmierci przechodzi tylko transformację, przemianę sposobu funkcjonowania, ponieważ odtąd Maryja żyje w świecie duchowym w obecności Chrystusa.

Ciekawa jest tu inna wypowiedź św. Pawła:

Oto ogłaszam wam tajemnicę: nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy będziemy odmienieni. W jednym momencie, w mgnieniu oka, na dźwięk ostatniej trąby – zabrzmi bowiem trąba – umarli powstaną nienaruszeni, a my będziemy odmienieni. (1 Kor 15:51-52)

Św. Paweł ma tu na myśli sytuację Powtórnego Przyjścia Chrystusa oraz chrześcijan, którzy doczekają tej chwili. Wtedy nastąpi natychmiastowa przemiana ich ciał, ponieważ nastanie Nowa Ziemia i Nowe Niebo gdzie Chrystus będzie wszystkim we wszystkich (Ap 21,1 i Ef 1,22-23). Czyż Wniebowzięcie Maryi nie jest właśnie zapowiedzią takiego stanu rzeczy? Czyż w Maryi nie dostrzegamy właśnie chwalebnego przeznaczenia całej nowej ludzkości stworzonej jakby na nowo mocą chrystusowego odkupienia?

To są wszystko bardzo konkretne pytania, które każdy z nas musi skonfrontować z nadzieją jaką obecnie żyje. To właśnie kształt tej nadziei decyduje o tym, czy może się Pan dalej uważać za katolika. Nie musi Pan bowiem rozumieć dogłębnie wszystkich dogmatów, które Kościół „podaje do wierzenia”; owszem, ma Pan prawo mieć wątpliwości i szukać wyjaśnień, nawet gdyby trwało to wiele lat. Może się Pan dalej uważać za katolika, jeśli czuje się Pan solidarnym członkiem ludu Nowego Przymierza, Nowego Izraela (por. Gal 6,16, Rz 9,6 1P 2, 9-10) i ma Pan zaufanie do Słowa Bożego i Tradycji apostolskiej (która nie jest niczym innym jak tylko autentyczną interpretacją tegoż Słowa) – nawet jeśli nie do końca rozumie Pan racje, które stoją za taką czy inną wypowiedzią Magisterium.

Jacek Święcki